piątek, 7 lutego 2014

6: Wymiana zdań.

               Przez okno pokoju wpadały jasne promienie porannego słońca. Tańczyły w ciemnych włosach dziewczyny rozsypanych na poduszce, tworząc jaśniejsze refleksy. Brunetka już od dłuższego czasu nie spała, jednak, mimo wszystko, starała się jeszcze zasnąć i nie dopuszczać do siebie rzeczywistości. Leżąc z twarzą wciśniętą w poduszkę, próbowała ignorować uporczywy ból głowy.
                Słońce, które zawsze witała z uśmiechem, tym razem działało jej na nerwy i powodowało jeszcze gorszy ból. Jasne ściany i wystrój pokoju jeszcze bardziej potęgowały uczucie pędzącego pociągu w głowie Snow. Wiedziała, że ten nieprawdopodobny ból jest efektem nieprzespanej nocy, spędzonej na płaczu i użalaniu się nad sobą.
                Nie mogła uwierzyć, że nie zdobyła się na odwagę i nie powiedziała Jacobowi prosto w twarz tego co do niego czuje. Zamiast być szczera, wolała skłamać, przez co czuła się w tej chwili tak, jakby ktoś zrobił z niej worek treningowy. Uczucie chaosu, który panował w myślach dziewczyny, nie dawało jej spokoju. Od dawna wzdychała do swojego sąsiada, który od zawsze traktował ją niemal jak rodzoną młodszą siostrę. Jednak wczorajsze wydarzenia dały jej nadzieję na coś więcej. Dały jej nadzieję, którą ona sama zniszczyła, swoim głupim, tchórzowskim zachowaniem.
                Nie miała zamiaru dłużej łudzić się, że Jake odwzajemni jej uczucia. Teraz, kiedy powiedział jej prosto w twarz, że cały ten wybuch namiętności między nimi, był tylko przypadkiem i że żałuje, że do tego doszło, w końcu dotarło do niej, że nie ma co liczyć ze strony Jake’a na więcej niż przyjaźń.
                Po prostu mu się nie podobasz, Snow.  Wbij to sobie w końcu do głowy.
                Powoli przewróciła się na plecy i spod przymrużonych powiek obserwowała tańczące w słońcu drobinki kurzu. Choćby nie wiadomo ile sprzątała, w pokoju zawsze unosiły się małe pyłki.
                Dziewczyna westchnęła głęboko, ostatni raz się przeciągnęła i w końcu wstała z łóżka. Zarzuciła na siebie cienki, różowy szlafrok, który był nietrafionym prezentem na urodziny od Jacoba, a stopy wsunęła w wygodne i ciepłe, czarne kapcie, również prezent od przyjaciela zza płotu, tym razem jednak trafiony.
                Czarny, jest ulubionym kolorem Snow. Ma wiele ciemnych i stonowanych ubrań. W ciemnym kolorze, czuje się swobodnie. Nie rzuca się w oczy i po prostu nikt nie zwraca na nią uwagi. Nie znaczy to, że w swojej szafie nie posiada kolorowych ubrań. Otóż posiada, wszystkie są prezentami od Jacoba i jego taty oraz od matki, która w chwilach trzeźwości umysłu stara się być naprawdę dobrą mamą.
                Brunetka powoli i ostrożnie schodzi po schodach. Mimo, że nie są strome, woli uważać, gdyż jeszcze nie do końca się obudziła. Postanowiła, że najpierw zje śniadanie, a dopiero później weźmie szybki prysznic. Nie miała najmniejszej ochoty iść dzisiaj na obiad do Hatfield’ów, jednak nie lubiła nie dotrzymywać obietnic.
                Dasz rade, Stephens. Wytrzymasz te kilka godzin w towarzystwie tej blond jędzy. Postarasz się zachowywać normalnie, a kiedy tylko nadarzy się okazja, wrócisz do siebie.
W głowie dziewczyny co i róż pokazywały się najgorsze scenariusze przebiegu tego spotkania. Angie, która niechcący wyrzuciła na jej ubranie całe spaghetti. Angie, która usilnie stara się pokazać, czyim chłopakiem jest Jacob i jak głęboko w poważaniu ma uczucia Snow.
                Dziewczyna mechanicznie przygotowywała posiłek. Wstawiła wodę w czajniku, wyjęła swój ulubiony, czarny kubek i włożyła do niego paczuszkę uwielbianej żurawinowej herbaty. Przekroiła na pół bułkę, która została z poprzedniego dnia, posmarowała ją cienką warstwą masła, a następnie położyła na niej dwa liście zielonej sałaty z ogródka, plasterek szynki i sera, pokroiła pomidor i ułożyła go na bułce, a na koniec dołożyła dorodną rzodkiewkę. Całość posypała pieprzem i solą.
                Ze smakiem wgryzła się w kanapkę i powoli, bez pośpiechu przeżuwała każdy kęs, patrząc niewidzącym wzrokiem przez okno wychodzące na malutki ogródek i klomb porośnięty wielobarwnymi kwiatami. Z zamyślenia wyrwał ją głośny dźwięk gwizdka, który obwieszczał, że woda już się zagotowała. Snow ostrożnie odłożyła kanapkę na stół, po czym szybko zalała herbatę.
                Sięgając do szafki po cukier, zauważyła pożółkłą kopertę leżącą na stoliku przy drzwiach wejściowych do saloniku. Zdziwiła się, gdyż wcześniej jej tam nie widziała. To nie ona zostawiła tam tę kopertę, a nie chciało jej się wierzyć, by którykolwiek z mężczyzn odwiedzających wczoraj jej matkę, był na tyle dobrze wychowany, by zostawić jej pieniądze za seks, w kopercie. 
                Zaintrygowana, odstawiła cukierniczkę na blat stołu i szybkim krokiem przecięła malutką kuchnię, by wejść do saloniku. Stojąc tuż przy stoliku, na którym leżała koperta, zawahała się przez chwilę. Może nie powinna tam zaglądać. Kto wie co się tam znajduje. Może jakieś zdjęcia, których nie miała ochoty oglądać? Przez moment stała ze wzrokiem utkwionym w kopercie, jednak ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem.
                Jakież było jej zdziwienie, gdy na odwrocie pożółkłej koperty zobaczyła starannie wypisane swoje imię. Bez problemu poznała pismo swojej matki. Nie miała pojęcia, co tym razem wymyśliła Ellie, jednak w jej głowie zapaliła się czerwona lampka. Kobieta nigdy nie zachowywała się w ten sposób. Nawet jeśli znikała z domu na kilka dni, nigdy nie pofatygowała się by zostawić chociażby krótką notatkę, o tym gdzie będzie i kiedy wróci. Co skłoniło ją do tego, by tym razem zachowała się inaczej?
                Snow nie chciała czekać ani chwili dłużej w niepewności, dlatego sprawnym ruchem otworzyła niezaklejoną kopertę i wyjęła z niej zapisaną kartkę w kratkę i plik banknotów. Z szeroko otwartymi oczyma wpatrywała się w pieniądze, które trzymała w ręce. Jej matka nigdy nie miała tylu pieniędzy. Skąd w takim razie je wzięła? Gdzie teraz była? Dlaczego zostawiła jej list?
                Tyle pytań kłębiło się w głowie brunetki, która w końcu, z głośno bijącym sercem usiadła na wyświechtanej, starej kanapie i zaczęła czytać list od matki.

Droga Snow,
Wiem, że nie byłam dla Ciebie dobrą matką, chociaż się starałam. Przeszłość nigdy nie zostawi Cię w spokoju. Zawsze w końcu Cię dopadnie i nie będziesz miała już wyboru, będziesz musiała stawić jej czoła. Tak właśnie jest ze mną.
                Moja przeszłość ciągnęła się za mną od zawsze. Kiedy już myślałam, że tym razem wszystko będzie dobrze, ona znowu mnie dopadała i znowu staczałam się na samo dno. Teraz, gdy tak o tym wszystkim myślę, wiem, że najgorszym moim błędem było poznanie Twojego ojca. Był to bardzo niebezpieczny człowiek. Poznałam go w jednym z klubów, gdzie tańczyłam by zarobić trochę kasy. Uciekłam z domu i musiałam za coś żyć. Wtedy wydawał mi się miły, wesoły i taki przystojny.
Zakochałam się. I to mnie zgubiło.  Zamieszkałam z nim i niedługo później urodziłaś się Ty. Pamiętam, że Jared był wściekły, kiedy dowiedział się, że jestem w ciąży. Wtedy pierwszy raz mnie pobił. Kiedy się urodziłaś, kazał mi „pracować” na nasze utrzymanie. Myślę, że wiesz, co musiałam robić. Zostawiałam Cię wtedy samą w pokoju, a ja szłam z klientem do drugiego i robiłam wszystko to, czego klient ode mnie oczekiwał. Po dwóch latach w końcu się zbuntowałam i zdobyłam na odwagę by uciec.
Na początku, zaraz po ucieczce, prowadziłam normalne życie. Pracowałam jako kelnerka albo sprzątaczka. Dopiero później, kiedy zarabiałam coraz to mniej, a pieniędzy nie starczało od wypłaty do wypłaty, znów stawałam się prostytutką.
Wiem, że tego nie zrozumiesz, ale nie chciałam, byś dłużej na to patrzyła. Przez tyle lat musiałam żyć ze świadomością, że moja córka wie jak bardzo się poniżam. I teraz mam dość.
Wyjeżdżam. Jeszcze nie wiem gdzie, ale wyjeżdżam i nigdy już nie wrócę. Nie chcę byś jechała ze mną i nie chcę byś kiedykolwiek mnie szukała. Masz własne życie i szansę na bycie kimś lepszym niż ja. Zostawiam Ci oszczędności – nie jest ich dużo, jednak wystarczy na jakiś czas. Jesteś na tyle dorosła, by podjąć jakąś pracę, wiec na pewno sobie poradzisz beze mnie. W końcu i tak przez tyle czasu jakoś sobie radziłaś.
Wiedz, że Cię kocham i że naprawdę chciałam dla Ciebie jak najlepiej. Mam nadzieję, że mnie nie znienawidzisz.
Mama.

                Snow przez długi czas wpatrywała się w schludnie napisany list od matki. W jej oczach ziała pustka. Nie miała pojęcia przez jakie piekło przeszła jej matka. Nigdy nie zastanawiała się, dlaczego robi to, co robi. Nie kochała jej już tak jak kiedyś, kiedy była mała. Teraz nawet nie czuła z nią jakichkolwiek więzi, jednak współczuła jej takiego życia.
                Postanowiła sobie, że ona nigdy nie stanie się tak zależna od mężczyzny, że będzie robić to, na co ma ochotę, że nie da sobą nikomu pomiatać. Spełni jedyną prośbę matki i postara się zdobyć najlepsze wykształcenie. Znajdzie pracę i będzie niezależna.
                Powoli wstała i skierowała się do malutkiej kuchni. Postanowiła, że dokończy śniadanie i weźmie prysznic. Musi się przygotować do obiadu u Hatfield’ów. Skoro ma być twarda, pokaże tej zdzirowatej Angie, gdzie jej miejsce.

~  *  ~

                Dochodziła godzina czternasta. O tej porze, w każdą niedzielę, Bob Hatfield przygotowuje obiad dla siebie, swojego syna i najczęściej Snow.
Dziewczyna od dobrej godziny stała przed lustrem w przedpokoju i zastanawiała się, czy na pewno dobrze robi, idąc na ten obiad. Co chwilę poprawiała lekko zakręcone włosy i sprawdzała, czy delikatny makijaż, który sobie zrobiła, na pewno się nie rozmył. Nie często się malowała. Uważała, że jest to jej nie potrzebne, jednak tym razem chciała wyglądać dobrze. Chciała choć w minimalnym stopniu dorównać wyglądem Angelinie. Ciemna maskara, którą wytuszowała rzęsy, należała do jej matki, tak samo jak róż, którym delikatnie uwydatniła kości policzkowe.
Miała nadzieję, że James nie przyjmie jednak zaproszenia Jacoba i nie pojawi się na tym spotkaniu. Nie miała ochoty na tłumaczenie się z zachowania przyjaciela z poprzedniego wieczoru, tym bardziej, że sama go nie rozumiała. Była wręcz pewna, że brunet będzie chciał znów się do niej zbliżyć, a ona nie miała zamiaru po raz kolejny pozwolić na to, by jakiś chłopak złamał jej serce. Jacob już to zrobił, nie potrzebowała kolejnego chwilowego zainteresowania.
Ostatni raz dokładnie przejrzała się w lustrze, poprawiła włosy, złapała torebkę leżącą na stoliku i wyszła przed dom. Zamknęła za sobą starannie drzwi, po czym szybkim krokiem przeszła przez zielony trawnik oddzielający jej posesję od podjazdu sąsiadów. Zanim jeszcze zdążyła wejść na werandę domu Hatfield’ów, drzwi frontowe otworzyły się, a w nich stanęła Angie z nieprzyjemnym uśmieszkiem na twarzy.
Snow zatrzymała się w pół kroku i przez chwilę stały w milczeniu, mierząc się spojrzeniami. W końcu, blondynka wyszła na werandę i cicho zamknęła za sobą drzwi. Skierowała swoje kroki w stronę brunetki i zatrzymała się na pierwszym stopniu schodków, tak by górować nad młodszą dziewczyną. Tak jak myślała Snow, Angie nie mogła przepuścić okazji do wyśmiania jej i dlatego czekała na nią przy drzwiach.
- Kogo ja tu widzę. Czy to nie nasza puszczalska Śnieżynka? – jej perlisty śmiech wywołał ciarki na ciele brunetki. Nie miała zamiaru jej odpowiadać i dać się wciągnąć w kolejną upokarzającą wymianę zdań.  – Co? Nie odpowiesz? Zabrakło języka w gębie, czy może nareszcie zrozumiałaś, że nie masz tu czego szukać? Jacob jest mój. Zaprosił mnie dziś na obiad, bo jesteśmy parą i nie miałam pojęcia, że będziesz tak głupia, by pojawić się w tym domu, gdy ja tu jestem. Nie rozumiesz, że nikt cię tutaj nie chce? Będziesz piątym kołem u wozu i przez ciebie, jak zwykle, Jake nie będzie poświęcał mi tyle zainteresowania, co powinien. Lepiej odwróć się na pięcie i wracaj do tej swojej speluny.
Snow przez chwilę patrzyła obojętnym wzrokiem na stojącą przed nią dziewczynę. Zastanawiała się, co powinna w takiej sytuacji zrobić. Czy odejść ze spuszczona głową i dać blondynce satysfakcję, czy może lepiej przejść obok niej, jakby jej słowa nie zrobiły na niej wrażenia? Nie chciała się kłócić, jednak nie chciała też po raz kolejny ustąpić tej napuszonej, bogatej panience, dlatego uśmiechając się lekko podeszła bliżej dziewczyny.
- Nie interesujesz mnie ty, ani twoje śmieszne sceny zazdrości o Jake’a. My jesteśmy tylko przyjaciółmi, a jeśli to ci przeszkadza, to masz problem. Nie będziesz mi mówić co mam robić, ani uprzykrzać życia, tylko dlatego, że nie mam tyle pieniędzy co ty.
Cichy i opanowany głos brunetki zrobił ogromne wrażenie na Angie, gdyż nawet nie  zareagowała, gdy ta przeszła obok niej i stanęła przy drzwiach wejściowych do domu Hatfield’ów. Snow, już miała nacisnąć klamkę, jednak odwróciła się jeszcze w stronę ciągle stojącej na schodku dziewczyny.
- A, tak przy okazji. Nie przyszłam tutaj dla Jake’a. Zaprosił mnie jego tata. Jak widać, nie tylko ja nie pałam do ciebie sympatią.
Zobaczywszy wściekłą minę blondynki, odwróciła się na piecie i z triumfującym uśmiechem na twarzy, weszła do domu, zamykając za sobą drzwi.
W przedpokoju nikogo nie zastała, więc poszła w stronę kuchni, w której prawie zawsze, można było spotkać Boba Hatfield’a. Nie pomyliła się. Wchodząc do pomieszczenia, zobaczyła pochylającego się nad kuchenką wysokiego mężczyznę, tak bardzo przypominającego jej Jacoba. Jasne, potargane włosy, szerokie ramiona i starannie wyprasowana koszula w biało-niebieską kratę.
Widząc, że mężczyzna ze smakiem próbuje pomidorowego sosu bolognese, uśmiechnęła się pod nosem i głośno odchrząknęła. Bob drgnął i szybko obrócił się w stronę dziewczyny.
- Snow! Nie strasz mnie.
- Nieładnie tak podjadać, panie Hatfield. – zaśmiała się wesoło, widząc jego skruszoną minę. – Zawsze nas pan gani za to, że nie możemy się powstrzymać przed spróbowaniem czegoś przed obiadem, a sam pan łamie swoje przepisy. Nieładnie.
- Oj tam, oj tam. Musiałem spróbować, czy dobrze doprawiłem. Już prawie druga, powinniśmy już siedzieć przy stole. Gdzie jest Jacob?
- Nie wiem. – pokręciła ze smutkiem głową. – Mogę iść go poszukać, a później pomogę panu zanieść wszystko do jadalni, ok?
Mężczyzna tylko uśmiechnął się wesoło i kiwnął głową na zgodę, po czym odwrócił się znów w stronę kuchni, by sprawdzić, czy makaron jest już al dente. Snow natomiast wyszła z kuchni i skierowała się w stronę schodów na piętro, gdzie znajdował się pokój jej przyjaciela. Weszła na kilka pierwszych stopni i zatrzymała się, gdyż usłyszała głos Jacoba, dochodzący z gabinetu pana Hatfield’a. 
Ruszyła natychmiast w tamtą stronę. Zatrzymała się jednak tuż pod drzwiami z ręką na klamce, gdyż usłyszała swoje imię wymawiane przez inny, miękki i ciepły męski głos. Po chwili dedukcji zrozumiała, że musiał być to James. Nie miała jednak pojęcia, dlaczego chłopcy rozmawiają o niej. Postanowiła, że przez chwilę posłucha, a później zapuka do drzwi i wejdzie, jak gdyby nigdy nic.
- Jacob, czy ty siebie słyszysz?! Snow to twoja sąsiadka, nie możesz zabronić mi się z nią spotykać. Sam mówisz, że nie łączy cię z nią nic więcej niż przyjaźń, więc pozwól jej decydować o swoim życiu, co?
- Jesteś moim kumplem James, ale nie mam zamiaru spokojnie patrzeć na to, jak ty zabawiasz się kosztem mojej przyjaciółki. Ona jest dla mnie ważna! I nie pozwolę ci jej skrzywdzić, zrozumiałeś?!
Słyszała jakieś szuranie i dziwne sapanie tuż za drzwiami, aż w końcu odgłos, jakby coś, lub ktoś, uderzyło w drzwi. Odskoczyła od nich jak oparzona i rozejrzała się po korytarzu. Nikt jej nie widział, więc podeszła z powrotem pod drzwi i cicho zapukała, po czym bez zaproszenia weszła do środka.
Rozejrzała się dookoła, zastanawiając się co przed chwilą tutaj zaszło. Według niej, nic się w pomieszczeniu nie zmieniło, wszystkie bibeloty leżały na swoim miejscu. Jedyną nowością, byli dwaj młodzi mężczyźni stojący jakby nigdy nic tuż przy drzwiach i spoglądający na nią z nieukrywanym zdumieniem.
- O, Snow! Nie wiedziałem, że już przyszłaś. Kto ci otworzył? – Jacob starał się wyglądać normalnie, jednak na jego policzkach widziała lekkie rumieńce. James, natomiast, wyglądał tak jak zwykle, a na jego twarzy widniał szeroki uśmiech.
- Angie była tak miła, że po mnie wyszła. Jeśli wiesz, co mam na myśli. – powiedziała brunetka, nie szczędząc sarkazmu w głosie. Tak jak sobie postanowiła, nie miała zamiaru więcej uciekać przed problemami. Może i była nieśmiała, jednak nie pozwoli, by wszyscy wokół dali sobie zamydlić oczy śliczną buzią nadętej zołzy, jaką była Angelina.
Wyraz twarzy Jacoba uległ zmianie, jak w kalejdoskopie. Najpierw wyrażał zdumienie, później zrozumienie, następnie złość, aż w końcu przeszedł w przygnębienie i troskę. Zanim jednak zdołał cokolwiek na ten temat powiedzieć, dziewczyna odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę kuchni.
- Nie ważne. Cześć ,James. Jacob, twój tata, kazał mi ciebie znaleźć. Chce już podać do stołu, więc się pośpiesz, bo trzeba mu pomóc.
Przechodząc przez salon, zobaczyła siedzącą na kanapie blondynkę, która uśmiechnęła się słodko do wchodzących do pomieszczenia mężczyzn. James, nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi, a Jacob, posłał w jej stronę zimne spojrzenie, po czym szybko poszedł za brunetką do kuchni.
Blondynka siedziała przez chwilę ze wściekłą miną, aż w końcu wstała i przyklejając na twarz słodki uśmiech, poszła za wszystkimi. Miała nadzieję, że Snow, jak zwykle zresztą, zrobi z siebie pośmiewisko, dzięki czemu ona, Angelina Stone, zyska w oczach Boba Hatfield’a. Nie mogła zrozumieć, dlaczego ojciec Jake’a, traktuje tę małą ździrę o niebo lepiej od niej, pięknej, bogatej i utalentowanej. Siadając w jadalni, specjalnie zajęła miejsce tuż obok ojca swojego chłopaka, by móc z nim później rozmawiać. Postawiła sobie za punkt honoru, zdobycie jego sympatii.


~  *  ~


Witajcie! 
W końcu zakończyłam sesję. Nie jestem jakaś wybitna, bo już w mojej pierwszej sesji miałam poprawkę z Filozofii, ale w końcu, co to za student bez poprawki, nie? ;-)
Jestem wykończona ciagłym stresem i nauką. Mam ochotę położyć się i nie wstawać przez całe dwa tygodnie wolnego, ale postanowiłam sobie, że napiszę chociaż kilka rozdziałów do przodu i że sprawdzę te, które już mam, tak, by móc je dodawać w miarę regularnie. Co z tego wyjdzie? Nie mam pojęcia. Jestem znana z tego, że jestem leniwa. Mam nadzieję, że jednak dam radę wytrwać w moim postanowieniu.
Na blogu pojawił się nowy szablon. Jak wrażenia? Jak się czyta? Nie jestem obiektywna, gdyż urzekły mnie jego kolory, dlatego chciałabym poznać Wasze opinnie.
Pozdrawiam serdecznie!

17 komentarzy:

  1. Teraz znalazłam chwilkę na skomentowanie.

    Jedno mnie cały czas ciekawi. Albo jestem taka tępa i się tego nie doczytałam, albo po prostu nie napisałaś. Ile w tej chwili Snow ma lat? Bo dalej nie wiem, a próbowałam wyczytać to z tego rozdziału... ma siedemnaście, osiemnaście?

    Jestem ciekawa, jak poradzi sobie Snow po zostaniu sama. Wydaje się być bardzo odpowiedzialna i pracowita, więc zapewne nie będzie jej to sprawiało żadnych problemów. I ta Angie! Wkurza mnie cholerna jędza. Dlaczego Jackob nic jej nie powie i jej nie rzuci? Eww...

    Rozdział jest jak zwykle świetny. Opisy znów cudowne! :)
    Ja chcę już kolejny! Niecierpliwie czekam, bo już chcę znać przebieg rozmowy. ;)
    Pozdrawiam.
    http://twenty-secrets-of-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co do szablonu to bardzo ładny. Prace Jasminne są zawsze cudowne. :)

      Usuń
    2. Witaj! Otóż wydaje mi się, że w pierwszym, lub drugim rozdziale jest powiedziane, może nie dosłownie, ale jednak jest, że Snow ma lat szesnaście w tej chwili, Jacob, Angie i James mają po osiemnaście lat. Snow jest od nich o trzy lata młodsza. ;-)
      Cieszę się, że szablon się podoba. Uwielbiam prace Yassmine, ona jest po prostu nieziemska! :D
      Już niedługo pojawi się więcej opisów dnia codziennego Snow. Chcę Wam trochę bardziej przedstawić bohaterów. ;-)
      Kolejny rozdział przewiduję na za tydzień ;-)

      Usuń
    3. Już za tydzień? Oooo, szybciutko! :)
      Czekam. ;)

      Usuń
    4. Zostałaś nominowana do Liebster Award. Więcej tutaj: http://twenty-secrets-of-love.blogspot.com/p/przyznaje-sie-ta-nagrode-blogom-i.html
      Nawet jeżeli nie przyjmiesz nagrody, wiedz, że Cię podziwiam!
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Pamiętałam opis bloga i tak też stawiałam, że w kopercie znajduje się list pożegnalny matki. Jednakże ja nie potrafię patrzeć na skruchę kobiety tak jak Snow.. Bo skoro udało jej się wyrwać z rąk tyrana, jakim był ojciec Snow i miała szansę na rozpoczęcie nowego życia, mogła zapomnieć z czasem o tych okropnych wydarzeniach i znaleźć szczęście. Ale sama, na własne życzenie znów wpakowała się w to bagno, a wymówka o braku pieniędzy do mnie nie dociera, bo przecież są organizacje, które mogłyby pomóc samotnej matce. I na dodatek zmuszała Snow, by była częścią tego wszystkiego. Może dziewczyna jest w stanie jej współczuć, bo to jej matka, ale ja tego nie potrafię.
    Zastanawiam się, jak teraz ułoży sobie życie Snow. Ciężko mi uwierzyć, by zostawione pieniądze starczyły na długo, a dom i siebie trzeba z czegoś utrzymać. Pewnie nie będzie to najłatwiejszy okres w życiu dziewczyny.
    Angie to jędza i bardzo dobrze, że Bob potrafi ją przejrzeć i nie okazuje jej sympatii, szkoda tylko, że Jake nie potrafi dostrzec, jaką ona jest naprawdę dziewczyną i że będąc z nią, tylko marnuje sobie życie.
    I jeszcze jedna uwaga, "nie" z przymiotnikami w stopniu równym pisze się łącznie i:
    To nie ona zostawiła tam tą kopertę, a nie chciało jej się wierzyć (...) - tę
    Co do czytelności przy tym szablonie, to nie mogę się wypowiedzieć, bo ja kopiuję tekst do Worda, ustawiam dużą czcionkę i dopiero wtedy czytam.
    I gratuluję zaliczenia sesji :)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie miałam pojęcia, że reakcja Snow, na list od matki, wyszła mi w taki sposób. Chciałam właśnie pokazać, że Snow wcale nie czuje żalu po odejściu matki. Wręcz przeciwnie, ulżyło jej, gdyż nie musi się już martwić o to, kogo zastanie w domu.
      Z prawdziwego życia wiem, że nie każda kobieta jest na tyle silna, by zdobyć się na odwagę i uciec od tyrana, takiego jakim był ojciec Snow, czyli od swojego Alfonsa. Prostytutki nigdy nie myślą o sobie dobrze, wręcz przeciwnie, uważają, że to co ich spotyka, jest dokładnie tym, na co zasługują. Takie rzeczy wpaja się nowym, młodym prostytutkom, łamiąc ich psychikę, by te nigdy nie próbowały uciec. Wpaja się im, że są gorsze i że tylko dzięki mężczyźnie są w stanie przetrwać. Jest to bujda, jednak przytrafia się to wielu kobietom.
      Dlatego, to, że Ellie wyrwała się Alfonsowi, nie znaczy, że w jej głowie nie zostały wpajane przez niego głupoty. Każda, najmniejsza nawet porażka, dla takiej kobiety oznacza tylko potwierdzenie teorii, czyli, że to mężczyzna ma nad nią władzę i tylko tak może się utrzymać.
      Ellie powróciła do zawodu, zaczęła nadużywać narkotyków i nie potrafiła już zajmować się dzieckiem. Jednak, kiedy wracały chwile trzeźwości, starała się być dobrą matką, mimo że Snow tego nie odczuwała.
      Snow jest twarda i mogę Cię zapewnić, że da sobie radę.
      Dzięki wielkie za radę, postaram się jak najszybciej poprawić błędy.

      Usuń
  3. Nieważne, że poprawka, najważniejsze, że masz już wszystko za sobą! A co do szablonu - bardzo mi się podoba, ma niesamowity klimat i zdecydowanie pasuje do opowiadania :)
    Właściwie to się nie dziwię, że Snow tak bardzo przeżyła poprzedni wieczór. Na jej miejscu też bym się tak czuła. Doszło do zbliżenia między nią a chłopakiem, do którego coś przecież czuje i chociaż wydawało się, że wszystko jest na dobrej drodze, ten wszystko przekreślił. Kto by się nie czuł zraniony? Na szczęście dziewczyna zdecydowała się iść dalej, po raz kolejny nie poddała się po mocnym ciosie. Wiesz, kiedy tylko zostało wspomniane, iż koperta porzucona na stoliku została podpisana pismem matki Snow, od razu czułam, że to list pożegnalny. Jak widać nie pomyliłam się. Nigdy nie czułam sympatii do tej kobiety, ale zrobiło mi się przykro po przeczytaniu jej historii. Szkoda, że pomimo tego, iż zdawała sobie sprawę ze swoich problemów, nie starała się ich rozwiązać. To znaczy starała się, na swój sposób, niestety raniąc przy tym córkę. Mimo wszystko podziwiam ją za tę decyzję, na pewno łatwa nie była. W głębi serca liczę na to, że obie się jeszcze spotkają, ale w lepszej atmosferze. W końcu są dla siebie najbliższą rodziną.
    Angie jest tak pusta i zapatrzona w siebie, że aż niedobrze mi się robi, kiedy o niej myślę -,- Wielkie brawa dla Snow, która jej się postawiła, wyraźnie wyprowadzając tę idiotkę z równowagi. Mnie z kolei zdruzgotało to, co wydarzyło się potem. Jak Jacob może być takim cholernym hipokrytą? Złamał serce swojej przyjaciółki, a potem pilnuje, żeby James się do niej nie zbliżył. Zdecyduj się wreszcie, chłopie!
    Rozdział bardzo mi się podobał, dlatego już teraz czekam na ciąg dalszy <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Masz rację, najważniejsze, że już mam z głowy i teraz mogę się przez dwa tygodnie lenić ;-) .
      Dokładnie to starałam się pokazać. Każdy człowiek ma takie chwile, w których czuje się dobrze, a za chwilę może się okazać, że to wszystko ktoś przekreśla i nie daje nawet szansy. Snow poczuła się zraniona i mimo że będzie się starała powrócić do normalnej znajomości z Jacobem, nie będzie czuła się już w jego towarzystwie tak komfortowo. Cała sprawa wkrótce się wyjaśni, obiecuję.
      Jeszcze do końca nie przemyślałam, czy Snow kiedykolwiek spotka się jeszcze z matką, czy nie. W jednej wersji mam, że się spotkają w dobrych okolicznościach, w drugiej, że w złych, w jeszcze innej, że wcale się już nie spotkają i że zapomnimy o tym, że kiedykolwiek był ktoś taki... Jeszcze nie wiem ;-)
      Tak jak już powiedziałam, Snow jest twarda i postaram się, by więcej nie musiała cichutko siedzieć, gdy ktoś ją obraża. Jej charakter się wkrótce ukształtuje. Co do Jacoba, to wszytko się jeszcze wyjaśni. Nie chcę zdradzać nic więcej, sama jeszcze do końca nie wiem, jak się sprawy potoczą, to zależy od mojego humoru.
      Bardzo się cieszę, że rozdział się spodobał. Postaram się dodać rozdział już za tydzień ;-)

      Usuń
  4. Droga Cathleen!
    Wiesz, że kocham Twoje opowiadanie.
    I kocham Twój nowy szablon (jestem wręcz zazdrosna, bo blogspot ma tyle zajefajnych opcji, jeśli chodzi o szablony... w przeciwieństwie do blog.pl...ech).
    Mam jeszcze przed sobą jeden egzamin - 14 lutego. Spędzam Walentynki z prawem konstytucyjnym... Tak, to była miłość od pierwszego wejrzenia...
    15 lutego wracam z nowym rozdziałem i obiecuję, że od tej daty zacznę nadrabiać wszelkie zaległości!
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, teraz to dopiero dałaś mi do myślenia. Skoro już teraz wiem, kiedy dodasz nowy rozdział, to będę myśleć w kółko o tym, jak sprawy się w nim potoczą.
      Rozumiem, że prawo konstytucyjne "wciąga". Będę miała okazje się o tym przekonać w nadchodzącym semestrze. ;-)
      Mam nadzieję, że pójdzie Ci znakomicie, będę trzymać kciuki. Powodzenia!

      Usuń
  5. Szablon bardzo mi się podoba. Osoba, która go wykonała powinna być z siebie bardzo dumna. :D
    A co do rozdziału, powiem, że jakoś szybko się przeczytało. Nie wiem czy to dlatego, że był krótki czy tak wciągnął.
    Trochę zdziwiła mnie reakcja Snow na list swojej matki. No dobrze, rozumiem nie czuła z nią jakiejś więzi czy coś dlatego tak bardzo tym się nie przejęła. Na jej miejscu też bym się nie przejęła odejściem... Ale chyba bym nie wiedziała co zrobić. Jakby nie patrzeć musi się stać dorosła, odpowiedzialna. Praca i nauka to jej priorytety aby się w ogóle utrzymać. To by mnie chyba przerosło. Chętnie zobaczę jak Snow zmaga się z trudnościami życia dorosłego. Myślę, że przy tym wkurzająca Angelina to mały pikuś. A skoro już mówimy o niej... naprawdę mnie denerwuje. zachowuje się jakby była kimś niesamowicie ważnym, chce mieć wszystko, innym tego wszystkiego zabrania. Co w niej widzi Jake? Serio, ja nie wiem. Ja nawet czytając o niej nie wytrzymuje przy niej. Ale to są dobre plusy tworzenia takiej postaci w opowiadaniu. Trzeba na kimś parszywym swoją złość wyładować xD A jak już wspominaliśmy o Jake... Znowu ukazuje się jak pies ogrodnika. Nie chce być ze Snow, ale innemu chłopakowi też nie pozwoli się do niej zbliżyć. Albo... po prostu chce, ale z jakiegoś powodu nie może... i może nie chodzi tu o przyjaźń Snow i Jake? Hm... kto tam wie. Na razie uważam, że jego rumieńce były urocze i jeszcze ten lodowaty wzrok tylko i specjalnie dla Angie... Czuję, że w najbliższym rozdziale coś mocnego się wydarzy przy tym stole, albo przynajmniej mam taką nadzieje. Jakaś przyjemna kłótnia? :D Poczekamy do końca tygodnia i zobaczymy.
    Pozdrawiam. ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. No nareszcie udało mi się wpaść ^^. Poprawka poprawką, ale grunt, że wreszcie masz to za sobą :)).
    Rozdział mi się podoba, szkoda tylko, że taki krotki... nie obraziłabym się gdyby następny był nieco dłuższy :D.
    Jak tak czytam tą historię to mam takiego banana na twarzy, bo kojarzy mi się sytuacji moich przyjaciół, którzy według mnie mają coś do siebie, ale... nikt mi nie wierzy! No nie ważne...
    Jejku, współczuję Snow,bo cierpi właściwie bez potrzeby, ponieważ on ją kocha. Uh, chociaż wiem, że na to jeszcze za wcześnie, to jednak chcę, żeby już jej to powiedział a tą głupią dziewuche wywalił na zbity pysk. Boze, jak ona mnie denerwuje... takie idiotka, no, przyjdzie i myśli, ze świat do nie nalezy. Kompletny idiotyzm :D.
    W ogóle, jak się Jack zachowuje. Z jednej strony to jest słodkie, ale z drugiej irytujące. Sam z nią nie jest, ale innym też nie pozwala... no kurde. Niech się wreszcie zdecyduje, czego on chce, co czuje i niech otworzy oczy na prawdziwą naturę tej idiotki... I nie obrażę się, jeśli Snow jakoś jej uprzykrzy ten obiadek. No właśnie, jestem cholernie ciekawa, jak dalej przebiegnie to spotkanie, więc z niecierpliwością będę wyczekiwać kolejnego rozdziału!
    Pozdrawiam ciepło! ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Moja droga!
    Ależ się cieszę,że mogłam tutaj powrócić!
    Cóż, mój egzamin z prawa konstytucyjnego jednak został odwołany z powodu choroby naszej szanownej pani doktor, ale przynajmniej zyskałam trochę więcej czasu na dodanie rozdziału i nadrobienie zaległości na innych blogach :)
    Hm, o szablonie już wcześniej wspominałam, więc w sumie mogę przejść do meritum :)
    Tak więc, powiem całkiem szczerze, że ucieczka mamy Snow naprawdę mnie wkurzyła. Okay, okay, może Snow naprawdę będzie lepiej bez niej i bez tych wszystkich facetów, którzy korzystali z "usług" kobiety w ich domu, ale z drugiej strony... zostawić swoją córkę kompletnie samą? No dobra - ma jeszcze przy sobie sąsiadów. Ale rodzina to jednak rodzina. I co ona zrobić z tymi kilkoma marnymi banknotami? Ciekawe, na jak długo jej to wystarczy...
    Żebym jednak nie wyszła na takiego potwora, to powiem, że w sumie list matki Snow mnie poruszył. W końcu kobieta wyjaśniła swojej córce, dlaczego to wszystko wyglądało tak, a nie inaczej. Mimo wszystko uważam ją za egoistkę. Myślę, że gdyby była wystarczająco zdeterminowana, znalazłaby jakieś inne wyjście. Lepsze. Dla niej i dla Snow. Ta ucieczka... cóż, dla mnie to trochę samolubne posunięcie.
    Mimo to, podziwiam spokój i opanowanie dziewczyny. Ona jest naprawdę silna. I dojrzała. Bardzo spodobał mi się też fakt, że przeciwstawiła się tej cholernej Angie. Oby tak dalej!
    Jestem bardzo, bardzo ciekawa, co będzie dalej! Twoje opowiadanie coraz bardziej się rozkręca i jestem kompletnie zaintrygowana tym, co jeszcze nam pokażesz! :)
    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kochana! Gdzie jesteś? Czekam na nowy rozdział!! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zapraszam na nowy rozdział <3 http://siegajac-nieba.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń