sobota, 23 listopada 2013

2: Przysługa


                Siedząc na parapecie okna w swoim pokoju, Snow przyglądała się pracującemu w ogrodzie za domem Jakeowi. Wiedziała, że jest silny i ma twarde, wyrobione mięśnie, w końcu regularnie pływał w szkolnej drużynie pływackiej, ale nie przypuszczała, że tak sprawnie poradzi sobie z przekopaniem kilku grządek.
                Pierwszą osobą, którą Snow spotkała, kiedy przyjechała z matką do Waller w stanie Waszyngton, był Jacob. Wtedy dziesięcioletni chłopiec o czuprynie rozjaśnionej słońcem i słodkich dołeczkach w policzkach, teraz był już dorosłym mężczyzną, który niesamowicie działał na Snow.
                Pamiętała, że Jake zawsze był przy niej. Nie zostawił jej w chwilach, kiedy potrzebowała czyjejś obecności. Nie pozwolił jej umrzeć z głodu, kiedy jej matka po raz kolejny zniknęła z domu na ponad dwa tygodnie. Myślała, że kiedy zmieniły miejsce zamieszkania, Ellie Stephens wreszcie się opamięta i zacznie być prawdziwą, kochającą matką. Myślała, że żaden mężczyzna nie będzie odwiedzał ich domu, ani że kiedykolwiek matka zostawi ją bez środków do życia na tak długi okres czasu. Ale jak to dziecko – zawsze kochała mamę, opiekowała się nią kiedy leżała nieprzytomna po libacji alkoholowej albo po zażyciu jakiegoś środka odurzającego.
                Kiedy miała trzynaście lat, jej matkę odwiedziło dwóch mężczyzn. Schowała się wtedy w swoim pokoju i starała się nie dopuszczać do siebie odgłosów, które dochodziły zza drzwi po przeciwnej stronie korytarza. Siedziała na łóżku po turecku, mając na sobie jedynie krótkie spodenki i koszulkę na ramiączkach, które nosiła do spania. Czytała lekturę, która mieli przerabiać następnego dnia w szkole. Po jakimś, z ulgą zarejestrowała, że głody w pokoju jej matki ucichły. Nasłuchiwała więc, kiedy trzasną drzwi frontowe i z jej domu wyjdą ci mężczyźni. Słyszała ciężkie kroki trzech osób schodzących po schodach, a później donośny głos jej matki, nakazujący natychmiast zejść na dół. Już wtedy wiedziała, że coś jest nie tak. Miała przeczucie, że stanie się coś złego, ale nie widziała powodu, dla którego miałaby zignorować polecenie matki.
                Zatrzasnęła książkę, uprzednio zaznaczając zakładką miejsce, w którym skończyła i nie zakładając na nogi kapci zeszła powoli do salonu. Ujrzała w nim tych samych mężczyzn, których słyszała w pokoju matki, siedzących nago na ich zielonej sofie. Jej matka stała u szczytu schodów z dymiącym lekko skrętem wsuniętym w lewy kącik ust i bez wyrazu wpatrywała się w córkę.
– Fred i Bob, chcieliby się z tobą zabawić. Skoczę po coś do żarcia, a was zostawię już samych.
                Słysząc te słowa Snow zrobiła szybki krok w kierunku schodów. Widziała już matkę w takim stanie. Zamglone spojrzenie, spowolnione ruchy, zaczerwienione oczy i nos. Ellie bez zbędnych wyjaśnień złapała za torebkę leżącą na stole i wolnym krokiem skierowała się do drzwi frontowych, po czym wychodząc, przekręciła klucz w zamku.
Moja własna matka, odcięła mi jedyną drogę ucieczki. I co teraz?! – myślała gorączkowo Snow.
Przez dłuższy czas dziewczyna i mężczyźni mierzyli się wzrokiem. Oni z minami zwycięzców i ona z przerażeniem wymalowanym na młodej twarzy. Wiedzieli, że odcinają jej jedyną drogę ucieczki, ponieważ kanapa stała dokładnie obok drzwi wychodzących na werandę za domem. Kiedy jeden z mężczyzn – wysoki, muskularny blondyn – zaczął podnosić się z miejsca, dziewczynka w akcie desperacji rzuciła się w górę schodów i z impetem wpadła do swojej sypialni, zamykając przy tym drzwi na klucz, a następnie przesunęła jedyną komodę z szufladami, jaka stała w jej małym pokoju.
Rozglądając się po pokoju słyszała śmiech obu mężczyzn dochodzący z korytarza. Zbliżali się do jej pokoju w zastraszającym tempie, a ona nie miała gdzie uciec. Jedynym wyjściem z pomieszczenia, było teraz okno. Szybkim krokiem brązowo włosa podeszła do parapetu i jednym sprawnym ruchem otworzyła okiennice. Przełożyła nogi przez balustradę i powoli odszukała gołymi stopami kratkę, po której wspinały się latem róże. Zręcznie zeszła na dół i stając na miękkiej trawie usłyszała wyłamywanie zamka drzwi i odsuwanie komody. Poderwała szybko głowę i spojrzała z przestrachem na wychylającą się już przez okno postać blondwłosego mężczyzny. Jego twarz wykrzywiał grymas złości, po chwili obaj mężczyźni rzucili się w stronę drzwi i głośno tupiąc zbiegali po schodach. Jednak kiedy wypadli na werandę, Snow już dawno biegła wąską ścieżką w głąb lasu.
W kryjówce siedziała już dobrą godzinę, jednak przez ten krótki czas przemarzła do kości. Była boso, w piżamie, a był listopad! Ciemna noc ukryła ją bardzo dobrze, za co dziękowała Bogu, jednakże noc przynosiła z sobą coraz to zimniejsze powietrze. Wiedziała, że długo już nie wytrzyma i że będzie musiała w końcu wrócić do domu, jednak wciąż się bała, że mężczyźni szukają jej w lesie i nie miała odwagi wyjść z ukrycia.
Drżąc z zimna wsłuchiwała się w ciszę panującą w lesie. Jeszcze nigdy nie była w kryjówce o tak później porze. Przed zmrokiem zawsze wracali z Jakem do domów. Jednak tym razem była tutaj sama. Słysząc cichy odgłos łamania suchej gałązki niedaleko prowizorycznego szałasu, Snow poderwała się na równe nogi. Nie wiedziała co ma robić, gdzie uciekać. Znalazła się w pułapce bez wyjścia. Gorączkowo rozejrzała się po ciemnym wnętrzu szałasu za czymś, co mogłoby posłużyć jako obrona. W końcu, znając na pamięć pomieszczenie, w którym się znajdowała, podeszła do jednego z kątów i chwyciła kij bejsbolowy, który Jacob dostał od swojego ojca na piętnaste urodziny.
Po raz kolejny usłyszała dźwięk łamanej gałązki, tym razem o wiele bliżej jej kryjówki. Dziewczyna przyjęła pozycję do ataku dokładnie naprzeciwko drzwi i czekała, aż ktoś je otworzy. W końcu, stary kawałek dębowej kory powoli odsunął się z jej pola widzenia i już, już miała wykonać zamach, kiedy w jasnej plamie światła księżyca ujrzała bladą twarz swojego przyjaciela.
Gwałtownie odrzuciła od siebie kij i rzuciła się w ramiona Jake. Wtuliła twarz w jego szyję, a po jej twarzy popłynęły długo powstrzymywane łzy. Chłopak odsunął ją od siebie na chwile i zdjął z siebie dużą bluzę z kapturem, a następnie narzucił ją na szczupłe, wstrząsane szlochem ramiona Snow. Przytulił ją do siebie ponownie i szybkimi ruchami gładził jej ramiona i plecy, starając się ją choć trochę rozgrzać.
Po pewnym czasie, gdy dziewczyna się trochę uspokoiła i przestała szlochać, chłopak zaproponował jej, że odprowadzi ją do domu, jednak widząc jej przerażoną minę, szybko się zreflektował i powiedział, że może przenocować w jego domu. Snow lekko kiwnęła głową, na znak, że się zgadza i wyszła na polanę.
Jacob dopiero wtedy zauważył, że brunetka nie ma na sobie butów. Nie pytając o zgodę, szybkim ruchem wziął ją na ręce i nie słuchając cichych protestów, ruszył wąską ścieżką w stronę ich domów.
Tak. – pomyślała Snow. – To właśnie wtedy zrozumiała, że jest dla niej kimś więcej niż brat. Kimś znacznie więcej niż przyjaciel. Jednak Jacob nigdy nie okazał jej, że i on czuje do niej coś więcej. Od tamtego zdarzenia minęły już trzy lata, a ona za każdym razem, gdy do jej matki przychodzą kolejni mężczyźni, wymyka się z domu i chowa się w domu sąsiada. Jake nigdy nie powiedział, że nie ma czasu. Zawsze ma dla niej czas, nawet jeśli jest już umówiony, odwołuje spotkanie lub przekłada je na inną godzinę.
No właśnie.  Jacob ma dziewczynę. Dziewczynę, która od początku jej nauki w Waller, stara się uprzykrzyć jej życie. Wyśmiewa z niemodnych ubrań, z tego, że nie stać jej na kosmetyki, że nie ma samochodu. Od kiedy jest z Jacobem, stara się nie robić tego przy nim, on zawsze staje w jej obronie, jednak kiedy spotka ją w toalecie, lub na stołówce, podczas gdy Jake ma trening, nie zostawia na Snow suchej nitki.
Do świata teraźniejszości sprowadził ja odgłos chrząknięcia dochodzący od drzwi. Poderwała się szybko z parapetu strącając przy tym małego kaktusa stojącego na biurku obok. W drzwiach stał Jake. Uśmiechnięty i nonszalancko oparty o framugę drzwi.
- Grosz za twoje myśli. – powiedział ze śmiechem widząc jak na jej policzki wykwita ciemno różowy rumieniec. – Och, no co ty! Przecież na pewno nie wyobrażałaś sobie mnie bez ubrań, no nie? Mi możesz powiedzieć.
Na te słowa dziewczyna o mało się nie zakrztusiła własną śliną, wciągając ze świstem powietrze.
- Już byś chciał.
- Oj, na pewno bym chciał. Kto by nie chciał, co? Powiedz mi, mała, długo jeszcze będziesz odrzucać propozycje randek od moich kumpli? Naprawdę żaden z nich nie przypadł ci do gustu?
- Nie. Żaden nie jest idealny. – powiedziała wysoko unosząc podbródek, podchodząc do chłopaka. I stając naprzeciw niego. – A ty długo będziesz mnie jeszcze o to męczył? Przecież wiesz, że to same matoły.
Chłopak parsknął śmiechem i objął brunetkę ramieniem, nachylając się do jej ucha.
- Tak, wiem. Nie znajdziesz w Waller lepszego.
Och, i tu się mylisz. – pomyślała Snow, uśmiechając się do niego ciepło i wyplątując się z jego uścisku.
- Skończyłeś już? Jakoś szybko ci poszło, chyba powinnam iść sprawdzić, czy nie odwaliłeś fuszerki.
Blondyn słysząc te słowa, po raz kolejny parsknął śmiechem i ruszył za przyjaciółką schodami w dół, a później przez salon i na małe podwórko za domem.
- Dobrze wiesz, że ja nigdy nie odwalam fuszerki, Snow.
- Tak, tak. Wiem o tym. No, więc co ci jestem winna, za taki kawał dobrej roboty. – powiedziała wskazując ręką na idealnie przekopany ogródek.
- Och, nic takiego. Taka malutką, o taką, tyci tyci przysługę. – od powiedział pokazując miarę przysługi mieszczącą się między palcem wskazującym a kciukiem.
- Tyci tyci mówisz? No dobra, powiedz co to.
- Ale obiecaj, że to zrobisz i się nie wywiniesz!
Dziewczyna kręcąc głową, uśmiechnęła się tylko lekko i kiwnęła twierdząco głową.
- Dobra. Zgadzam się, na twoje warunki.
Jacob z tryumfującym uśmiechem na twarzy znów objął ją ramieniem i szepnął jej na ucho:
- Podwójna randka!
-Że co! Chyba oszalałeś! Nie pójdę na żadną randkę, z żadnym głupim kolegą, mojego niezbyt mądrego sąsiada. Zapomnij o tym!
-Ej, mała! Obiecałaś. Ja wykonałem swoją część umowy, ty obiecałaś, że to zrobisz.
- Nie wiedziałam, że upadłeś na głowę! Jeszcze randkę bym przeżyła, ale Jake, tam będzie Angie! Przecież wiesz, że ona mnie nie znosi. Prędzej to ona nie wyrazi zgody, żeby przebywać w jednym pomieszczeniu z tą „wieśniarą”.
- Oj, nie przesadzaj. Przecież Ang, nie jest aż taka zła. Po prostu musi lepiej cię poznać i na pewno cię polubi tak bardzo jak ja. Zresztą, ona już się zgodziła.
 - Że co?! Uknułeś to?! Wiedziałeś, że nie będzie mi się chciało męczyć i pocić, wiec się zaoferowałeś, że zrobisz to za mnie, a tak naprawdę już dawno sobie to obmyśliłeś?! Ty… Ty… Ty mały kłamco, ty!
Jej oczy ciskały gromy, a usta drżały od emocji, jakie nią w tej chwili zawładnęły. W jej głowie już tworzyły się okropne scenariusze, w których Angelina ośmiesza ją przed całą szkołą, przed całą restauracją, czy przed wszystkimi ludźmi w kinie. Och, to było okropne. Zaczęła chodzić w tą i z powrotem, mamrocząc do siebie pod nosem.
- Ja jestem kłamca? Oj, Snow, Snow. Ty chyba sama siebie nie widzisz, co? Przed chwilą. Dosłownie, przed dwoma minutami, obiecałaś mi, że zgodzisz się na wszystkie moje warunki, a teraz to mnie nazywasz kłamcą? Mnie? Kiedy ty sama, zaprzeczasz temu, co przed momentem powiedziałaś?
Spojrzała na niego spode łba i nie odzywając się przez dłuższy czas, analizowała w głowie, kolejne czarne scenariusze. W końcu, poddała się i wzdychając głęboko, czym wyraziła swoją dezaprobatę, skapitulowała.
- Dobra. Niech tak będzie. Ale proszę, nie chcę czuć się jak piąte koło u wozu. Ty z Angie, zbyt intensywnie okazujecie sobie uczucia. – zmarszczyła z niesmakiem nos, gdy pomyślała o obrzydliwym języku Angeliny, w ustach Jakea.
- Postaram się, zachowywać przyzwoicie, mamusiu. – zaśmiał się blondyn i jednym sprawnym ruchem przeskoczył niski płot oddzielający ich posesje od  siebie. – Idę się wykąpać. Tobie radzę to samo. A! No i ubierz tą zieloną sukienkę, którą dostałaś od mojego ojca na święta.
- Zaraz! To ta randka jest już dziś?! – krzyknęła za oddalającymi się plecami blondyna.
Od powiedział jej śmiechem, po czym, zanim zniknął w głębi domu, odkrzyknął:
- Aha! Twoją randką jest James!
Snow ze świstem wypuściła powietrze z płuc. Wiedziała, że James już od jakiegoś czasu chciał się z nią umówić. Kilka razy znalazła od niego liścik w swojej szafce, a raz nawet osobiście zaprosił ją na imprezę urodzinową Angie, jednak ona zawsze odmawiała, albo po prostu ignorowała wiadomości. Tym razem nie może się wywinąć. Musi pójść na tą podwójną randkę i postarać się dobrze bawić, nawet wtedy, gdy Angelina pokarze swoją prawdziwą twarz.


~*~

Witajcie! Rozdział drugi wyszedł mi w miarę fajny i podoba mi się. Mam więc nadzieję, że i Wam przypadnie do gustu. 
W tym rozdziale postanowiłam przeskoczyć kilka lat do przodu i pokazać Wam, tylko w retrospekcjach, jakie było życie Snow w dzieciństwie. 
Osobiście, pogardzam kobietami, takimi jak Ellie. I nie chodzi mi tutaj o zamowanie się prostytucją, lecz o to, że nie interesuje jej los własnego dziecka. Snow, to mądra i dojrzała jak na swój wiek dziewczynka, jednak, jak każde dziecko, kocha swoją mamę najbardziej na świecie i ufa jej bezgranicznie. W tym rozdziale pokazałam Wam chwilę, w której Snow zrozumiała, że nie może już ufać kobiecie, która była dla niej jedyną rodziną. 
Mogę Wam powiedzieć, że moja wena, ostatecznie powróciła na swoje miejsce i teraz wiem, że rozdziały będą pojawiać się częściej i nie będziecie musieli na nie czekać miesiacami.
Pozdrawiam!

4 komentarze:

  1. Kobieto, ten rozdział był genialny! Nawet nie wiesz, jakie wyzwolił we mnie emocje... Matko, moje serce dopiero teraz wraca do swojego normalnego rytmu...
    Musze przyznać, że ten początek rozdziału sprawił, iż poczułam mdłości. Naprawdę. Serce podeszło mi do gardła, gdy ta bezlitosna suka, Ellie (przepraszam za wyrażenie, ale po prostu inne, bardziej delikatne, nie wyraziłoby mojego nastawienia wobec tej postaci...), pozwoliła na zbiorowy gwałt swojej trzynastoletniej (!) córki. Chryste, co to za matka?! Przecież to potwór!
    Nawet nie wiesz, jaką ulgę poczułam, gdy Snow udało się uciec. Nie chcę sobie wyobrażać, co mogłoby się stać, gdyby było inaczej... Jeśli jej matka już zniżyła się do takiego stopnia, aby brać narkotyki, pić alkohol i się prostytuować, to okay - jej sprawa. Ale nie powinna mieszać w to swojej córki. A już w ogóle tak ją traktować i zaniedbywać. Co za zwyrodniała matka...
    Dobrze jednak, że Snow ma przynajmniej przy sobie Jake'a... Widać, że chłopak zrobiłby dla niej wszystko i że jest dla niej jak starszy brat. A może i czymś więcej... Hm, dlatego tym bardziej zadziwił mnie fakt, że ma on dziewczynę, która w dodatku uprzykrza życie Snow. Coś czuję, że nie polubię tej całej Angie...
    Ciekawe, jak przebiegnie ta podwójna randka. Nie dziwię się, że Snow się trochę wkurzyła - ja sama nie chciałabym, aby mój przyjaciel aż tak bardzo ingerował w moje życie uczuciowe.
    Ach, droga Cathleen, raz jeszcze powtórzę, że ten rozdział był rewelacyjny. Wciąż mam ciarki!
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, widzę, że Ty również (tak jak i ja) nie pałasz do Ellie sympatią. No cóż, taka kobieta, nie powinna nigdy zostać matką, jest egoistyczna i nie odpowiedzialna.
      Niestety, w realnym świecie, także zdarzają się takie wybryki natury i jakoś trzeba sobie z nimi poradzić. Chciałabym powiedzieć, że matka Snow wyjechała z poprzedniego miasta i chciała uciec od przeszłości i łatki, jaką jej tam przypisano. Jednak po kilku miesiącach ciężkiej ponad jej siły pracy za marne pieniądze, postanowiła wrócić do starej profesji, gdyż nie dałaby (jej zdaniem) rady utrzymać domu i córki.
      Tak, Snow nadal ma Jake'a, który niestety, ma dziewczynę. Przekonasz się, że to nie tylko bujna wyobraźnia Snow i Angie naprawdę jest straszną zołzą.
      A co do randki... Cały kolejny rozdział będzie temu poświęcony i możesz być pewna, że tamte wydarzenia przyniosą wiele zmian.
      Cieszę się bardzo, że wywołałam u Ciebie takie emocje. Nie spodziewałam się tego. Wiesz, że początki są najtrudniejsze i myślałam, że u mnie ciężko będzie rozkręcić to opowiadanie.
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  2. Wybacz, że wcześniej nie skomentowałam, nie miałam za bardzo czasu. :) Drugi rozdział przeczytałam w niedzielę i najbardziej mi się podobał z tych trzech dodanych postów.
    Życie Snow nie było łatwe. Współczuję mieć taką matkę, naprawdę. Nic gorszego nie może spotkać dziecka jak matka, która ma zamiar skrzywdzić swoje własne, jedyne dziecko.
    Podoba mi się postać Jake, tylko dlaczego fajni chłopcy lądują ze złymi dziewczynami? :D Bo jakoś nie czuję, że Angielica jest wspaniała, cudowna i miła jak Królewna Śnieżka, którą kochają wszystkie zwierzęta. :)
    Cóż, nie mogę się doczekać podwójnej randki. :3
    I mam pytanie, czy zdjęcie w bohaterach Jake jest przypadkowe, czy lubisz tego aktora? ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo cieszy mnie Twój komentarz :)
      Mi także najbardziej podoba się ten rozdział, ale spędziłam nad nim trochę czasu.
      Masz rację, co do Angie, jej charakterek da o sobie znać już niebawem.
      A co do pytania o zdjęcie w bohaterach, to nie jest ono przypadkowe. Moim wyobrażeniem na temat tego właśnie chłopaka jest jasnowłosy młody mężczyzna z zielonymi lub jasno niebieskimi oczyma. A ten aktor wygląda prawie identycznie, jak mój wymiślony Jacob, więc staram się przybliżyć mniej więcej moje wyobrażenia waszym, aby zbytnio się nie rozbiegały.
      Pozdrawiam !

      Usuń