Siedząc
na parapecie okna w swoim pokoju, Snow przyglądała się pracującemu w ogrodzie
za domem Jakeowi. Wiedziała, że jest silny i ma twarde, wyrobione mięśnie, w
końcu regularnie pływał w szkolnej drużynie pływackiej, ale nie przypuszczała,
że tak sprawnie poradzi sobie z przekopaniem kilku grządek.
Pierwszą
osobą, którą Snow spotkała, kiedy przyjechała z matką do Waller w stanie
Waszyngton, był Jacob. Wtedy dziesięcioletni chłopiec o czuprynie rozjaśnionej
słońcem i słodkich dołeczkach w policzkach, teraz był już dorosłym mężczyzną,
który niesamowicie działał na Snow.
Pamiętała,
że Jake zawsze był przy niej. Nie zostawił jej w chwilach, kiedy potrzebowała
czyjejś obecności. Nie pozwolił jej umrzeć z głodu, kiedy jej matka po raz
kolejny zniknęła z domu na ponad dwa tygodnie. Myślała, że kiedy zmieniły
miejsce zamieszkania, Ellie Stephens wreszcie się opamięta i zacznie być
prawdziwą, kochającą matką. Myślała, że żaden mężczyzna nie będzie odwiedzał
ich domu, ani że kiedykolwiek matka zostawi ją bez środków do życia na tak
długi okres czasu. Ale jak to dziecko – zawsze kochała mamę, opiekowała się nią
kiedy leżała nieprzytomna po libacji alkoholowej albo po zażyciu jakiegoś
środka odurzającego.
Kiedy
miała trzynaście lat, jej matkę odwiedziło dwóch mężczyzn. Schowała się wtedy w
swoim pokoju i starała się nie dopuszczać do siebie odgłosów, które dochodziły
zza drzwi po przeciwnej stronie korytarza. Siedziała na łóżku po turecku, mając
na sobie jedynie krótkie spodenki i koszulkę na ramiączkach, które nosiła do
spania. Czytała lekturę, która mieli przerabiać następnego dnia w szkole. Po
jakimś, z ulgą zarejestrowała, że głody w pokoju jej matki ucichły.
Nasłuchiwała więc, kiedy trzasną drzwi frontowe i z jej domu wyjdą ci
mężczyźni. Słyszała ciężkie kroki trzech osób schodzących po schodach, a
później donośny głos jej matki, nakazujący natychmiast zejść na dół. Już wtedy
wiedziała, że coś jest nie tak. Miała przeczucie, że stanie się coś złego, ale
nie widziała powodu, dla którego miałaby zignorować polecenie matki.
Zatrzasnęła
książkę, uprzednio zaznaczając zakładką miejsce, w którym skończyła i nie
zakładając na nogi kapci zeszła powoli do salonu. Ujrzała w nim tych samych
mężczyzn, których słyszała w pokoju matki, siedzących nago na ich zielonej sofie.
Jej matka stała u szczytu schodów z dymiącym lekko skrętem wsuniętym w lewy
kącik ust i bez wyrazu wpatrywała się w córkę.
– Fred i Bob, chcieliby się z
tobą zabawić. Skoczę po coś do żarcia, a was zostawię już samych.
Słysząc
te słowa Snow zrobiła szybki krok w kierunku schodów. Widziała już matkę w
takim stanie. Zamglone spojrzenie, spowolnione ruchy, zaczerwienione oczy i
nos. Ellie bez zbędnych wyjaśnień złapała za torebkę leżącą na stole i wolnym
krokiem skierowała się do drzwi frontowych, po czym wychodząc, przekręciła
klucz w zamku.
Moja własna matka, odcięła mi
jedyną drogę ucieczki. I co teraz?! – myślała gorączkowo Snow.
Przez dłuższy czas dziewczyna i
mężczyźni mierzyli się wzrokiem. Oni z minami zwycięzców i ona z przerażeniem
wymalowanym na młodej twarzy. Wiedzieli, że odcinają jej jedyną drogę ucieczki,
ponieważ kanapa stała dokładnie obok drzwi wychodzących na werandę za domem.
Kiedy jeden z mężczyzn – wysoki, muskularny blondyn – zaczął podnosić się z
miejsca, dziewczynka w akcie desperacji rzuciła się w górę schodów i z impetem
wpadła do swojej sypialni, zamykając przy tym drzwi na klucz, a następnie
przesunęła jedyną komodę z szufladami, jaka stała w jej małym pokoju.
Rozglądając się po pokoju
słyszała śmiech obu mężczyzn dochodzący z korytarza. Zbliżali się do jej pokoju
w zastraszającym tempie, a ona nie miała gdzie uciec. Jedynym wyjściem z
pomieszczenia, było teraz okno. Szybkim krokiem brązowo włosa podeszła do
parapetu i jednym sprawnym ruchem otworzyła okiennice. Przełożyła nogi przez
balustradę i powoli odszukała gołymi stopami kratkę, po której wspinały się
latem róże. Zręcznie zeszła na dół i stając na miękkiej trawie usłyszała
wyłamywanie zamka drzwi i odsuwanie komody. Poderwała szybko głowę i spojrzała
z przestrachem na wychylającą się już przez okno postać blondwłosego mężczyzny.
Jego twarz wykrzywiał grymas złości, po chwili obaj mężczyźni rzucili się w
stronę drzwi i głośno tupiąc zbiegali po schodach. Jednak kiedy wypadli na
werandę, Snow już dawno biegła wąską ścieżką w głąb lasu.
W kryjówce siedziała już dobrą
godzinę, jednak przez ten krótki czas przemarzła do kości. Była boso, w
piżamie, a był listopad! Ciemna noc ukryła ją bardzo dobrze, za co dziękowała
Bogu, jednakże noc przynosiła z sobą coraz to zimniejsze powietrze. Wiedziała,
że długo już nie wytrzyma i że będzie musiała w końcu wrócić do domu, jednak
wciąż się bała, że mężczyźni szukają jej w lesie i nie miała odwagi wyjść z
ukrycia.
Drżąc z zimna wsłuchiwała się w
ciszę panującą w lesie. Jeszcze nigdy nie była w kryjówce o tak później porze.
Przed zmrokiem zawsze wracali z Jakem do domów. Jednak tym razem była tutaj
sama. Słysząc cichy odgłos łamania suchej gałązki niedaleko prowizorycznego
szałasu, Snow poderwała się na równe nogi. Nie wiedziała co ma robić, gdzie
uciekać. Znalazła się w pułapce bez wyjścia. Gorączkowo rozejrzała się po
ciemnym wnętrzu szałasu za czymś, co mogłoby posłużyć jako obrona. W końcu,
znając na pamięć pomieszczenie, w którym się znajdowała, podeszła do jednego z
kątów i chwyciła kij bejsbolowy, który Jacob dostał od swojego ojca na
piętnaste urodziny.
Po raz kolejny usłyszała dźwięk
łamanej gałązki, tym razem o wiele bliżej jej kryjówki. Dziewczyna przyjęła
pozycję do ataku dokładnie naprzeciwko drzwi i czekała, aż ktoś je otworzy. W
końcu, stary kawałek dębowej kory powoli odsunął się z jej pola widzenia i już,
już miała wykonać zamach, kiedy w jasnej plamie światła księżyca ujrzała bladą
twarz swojego przyjaciela.
Gwałtownie odrzuciła od siebie
kij i rzuciła się w ramiona Jake. Wtuliła twarz w jego szyję, a po jej twarzy
popłynęły długo powstrzymywane łzy. Chłopak odsunął ją od siebie na chwile i
zdjął z siebie dużą bluzę z kapturem, a następnie narzucił ją na szczupłe,
wstrząsane szlochem ramiona Snow. Przytulił ją do siebie ponownie i szybkimi
ruchami gładził jej ramiona i plecy, starając się ją choć trochę rozgrzać.
Po pewnym czasie, gdy dziewczyna
się trochę uspokoiła i przestała szlochać, chłopak zaproponował jej, że
odprowadzi ją do domu, jednak widząc jej przerażoną minę, szybko się
zreflektował i powiedział, że może przenocować w jego domu. Snow lekko kiwnęła
głową, na znak, że się zgadza i wyszła na polanę.
Jacob dopiero wtedy zauważył, że
brunetka nie ma na sobie butów. Nie pytając o zgodę, szybkim ruchem wziął ją na
ręce i nie słuchając cichych protestów, ruszył wąską ścieżką w stronę ich
domów.
Tak. – pomyślała Snow. – To
właśnie wtedy zrozumiała, że jest dla niej kimś więcej niż brat. Kimś znacznie
więcej niż przyjaciel. Jednak Jacob nigdy nie okazał jej, że i on czuje do niej
coś więcej. Od tamtego zdarzenia minęły już trzy lata, a ona za każdym razem,
gdy do jej matki przychodzą kolejni mężczyźni, wymyka się z domu i chowa się w
domu sąsiada. Jake nigdy nie powiedział, że nie ma czasu. Zawsze ma dla niej
czas, nawet jeśli jest już umówiony, odwołuje spotkanie lub przekłada je na
inną godzinę.
No właśnie. Jacob ma dziewczynę. Dziewczynę, która od
początku jej nauki w Waller, stara się uprzykrzyć jej życie. Wyśmiewa z
niemodnych ubrań, z tego, że nie stać jej na kosmetyki, że nie ma samochodu. Od
kiedy jest z Jacobem, stara się nie robić tego przy nim, on zawsze staje w jej
obronie, jednak kiedy spotka ją w toalecie, lub na stołówce, podczas gdy Jake
ma trening, nie zostawia na Snow suchej nitki.
Do świata teraźniejszości
sprowadził ja odgłos chrząknięcia dochodzący od drzwi. Poderwała się szybko z
parapetu strącając przy tym małego kaktusa stojącego na biurku obok. W drzwiach
stał Jake. Uśmiechnięty i nonszalancko oparty o framugę drzwi.
- Grosz za twoje myśli. – powiedział
ze śmiechem widząc jak na jej policzki wykwita ciemno różowy rumieniec. – Och,
no co ty! Przecież na pewno nie wyobrażałaś sobie mnie bez ubrań, no nie? Mi
możesz powiedzieć.
Na te słowa dziewczyna o mało się
nie zakrztusiła własną śliną, wciągając ze świstem powietrze.
- Już byś chciał.
- Oj, na pewno bym chciał. Kto by
nie chciał, co? Powiedz mi, mała, długo jeszcze będziesz odrzucać propozycje
randek od moich kumpli? Naprawdę żaden z nich nie przypadł ci do gustu?
- Nie. Żaden nie jest idealny. –
powiedziała wysoko unosząc podbródek, podchodząc do chłopaka. I stając
naprzeciw niego. – A ty długo będziesz mnie jeszcze o to męczył? Przecież
wiesz, że to same matoły.
Chłopak parsknął śmiechem i objął
brunetkę ramieniem, nachylając się do jej ucha.
- Tak, wiem. Nie znajdziesz w
Waller lepszego.
Och, i tu się mylisz. – pomyślała
Snow, uśmiechając się do niego ciepło i wyplątując się z jego uścisku.
- Skończyłeś już? Jakoś szybko ci
poszło, chyba powinnam iść sprawdzić, czy nie odwaliłeś fuszerki.
Blondyn słysząc te słowa, po raz
kolejny parsknął śmiechem i ruszył za przyjaciółką schodami w dół, a później
przez salon i na małe podwórko za domem.
- Dobrze wiesz, że ja nigdy nie
odwalam fuszerki, Snow.
- Tak, tak. Wiem o tym. No, więc
co ci jestem winna, za taki kawał dobrej roboty. – powiedziała wskazując ręką
na idealnie przekopany ogródek.
- Och, nic takiego. Taka malutką,
o taką, tyci tyci przysługę. – od powiedział pokazując miarę przysługi
mieszczącą się między palcem wskazującym a kciukiem.
- Tyci tyci mówisz? No dobra,
powiedz co to.
- Ale obiecaj, że to zrobisz i
się nie wywiniesz!
Dziewczyna kręcąc głową,
uśmiechnęła się tylko lekko i kiwnęła twierdząco głową.
- Dobra. Zgadzam się, na twoje
warunki.
Jacob z tryumfującym uśmiechem na
twarzy znów objął ją ramieniem i szepnął jej na ucho:
- Podwójna randka!
-Że co! Chyba oszalałeś! Nie
pójdę na żadną randkę, z żadnym głupim kolegą, mojego niezbyt mądrego sąsiada.
Zapomnij o tym!
-Ej, mała! Obiecałaś. Ja
wykonałem swoją część umowy, ty obiecałaś, że to zrobisz.
- Nie wiedziałam, że upadłeś na
głowę! Jeszcze randkę bym przeżyła, ale Jake, tam będzie Angie! Przecież wiesz,
że ona mnie nie znosi. Prędzej to ona nie wyrazi zgody, żeby przebywać w jednym
pomieszczeniu z tą „wieśniarą”.
- Oj, nie przesadzaj. Przecież
Ang, nie jest aż taka zła. Po prostu musi lepiej cię poznać i na pewno cię
polubi tak bardzo jak ja. Zresztą, ona już się zgodziła.
- Że co?! Uknułeś to?! Wiedziałeś, że nie
będzie mi się chciało męczyć i pocić, wiec się zaoferowałeś, że zrobisz to za
mnie, a tak naprawdę już dawno sobie to obmyśliłeś?! Ty… Ty… Ty mały kłamco,
ty!
Jej oczy ciskały gromy, a usta
drżały od emocji, jakie nią w tej chwili zawładnęły. W jej głowie już tworzyły
się okropne scenariusze, w których Angelina ośmiesza ją przed całą szkołą,
przed całą restauracją, czy przed wszystkimi ludźmi w kinie. Och, to było
okropne. Zaczęła chodzić w tą i z powrotem, mamrocząc do siebie pod nosem.
- Ja jestem kłamca? Oj, Snow,
Snow. Ty chyba sama siebie nie widzisz, co? Przed chwilą. Dosłownie, przed
dwoma minutami, obiecałaś mi, że zgodzisz się na wszystkie moje warunki, a
teraz to mnie nazywasz kłamcą? Mnie? Kiedy ty sama, zaprzeczasz temu, co przed
momentem powiedziałaś?
Spojrzała na niego spode łba i
nie odzywając się przez dłuższy czas, analizowała w głowie, kolejne czarne
scenariusze. W końcu, poddała się i wzdychając głęboko, czym wyraziła swoją
dezaprobatę, skapitulowała.
- Dobra. Niech tak będzie. Ale
proszę, nie chcę czuć się jak piąte koło u wozu. Ty z Angie, zbyt intensywnie
okazujecie sobie uczucia. – zmarszczyła z niesmakiem nos, gdy pomyślała o
obrzydliwym języku Angeliny, w ustach Jakea.
- Postaram się, zachowywać
przyzwoicie, mamusiu. – zaśmiał się blondyn i jednym sprawnym ruchem
przeskoczył niski płot oddzielający ich posesje od siebie. – Idę się wykąpać. Tobie radzę to
samo. A! No i ubierz tą zieloną sukienkę, którą dostałaś od mojego ojca na
święta.
- Zaraz! To ta randka jest już
dziś?! – krzyknęła za oddalającymi się plecami blondyna.
Od powiedział jej śmiechem, po
czym, zanim zniknął w głębi domu, odkrzyknął:
- Aha! Twoją randką jest James!
Snow ze świstem wypuściła
powietrze z płuc. Wiedziała, że James już od jakiegoś czasu chciał się z nią
umówić. Kilka razy znalazła od niego liścik w swojej szafce, a raz nawet
osobiście zaprosił ją na imprezę urodzinową Angie, jednak ona zawsze odmawiała,
albo po prostu ignorowała wiadomości. Tym razem nie może się wywinąć. Musi
pójść na tą podwójną randkę i postarać się dobrze bawić, nawet wtedy, gdy
Angelina pokarze swoją prawdziwą twarz.
~*~
Witajcie! Rozdział drugi wyszedł mi w miarę fajny i podoba mi się. Mam więc nadzieję, że i Wam przypadnie do gustu.
W tym rozdziale postanowiłam przeskoczyć kilka lat do przodu i pokazać Wam, tylko w retrospekcjach, jakie było życie Snow w dzieciństwie.
Osobiście, pogardzam kobietami, takimi jak Ellie. I nie chodzi mi tutaj o zamowanie się prostytucją, lecz o to, że nie interesuje jej los własnego dziecka. Snow, to mądra i dojrzała jak na swój wiek dziewczynka, jednak, jak każde dziecko, kocha swoją mamę najbardziej na świecie i ufa jej bezgranicznie. W tym rozdziale pokazałam Wam chwilę, w której Snow zrozumiała, że nie może już ufać kobiecie, która była dla niej jedyną rodziną.
Mogę Wam powiedzieć, że moja wena, ostatecznie powróciła na swoje miejsce i teraz wiem, że rozdziały będą pojawiać się częściej i nie będziecie musieli na nie czekać miesiacami.
Pozdrawiam!
Kobieto, ten rozdział był genialny! Nawet nie wiesz, jakie wyzwolił we mnie emocje... Matko, moje serce dopiero teraz wraca do swojego normalnego rytmu...
OdpowiedzUsuńMusze przyznać, że ten początek rozdziału sprawił, iż poczułam mdłości. Naprawdę. Serce podeszło mi do gardła, gdy ta bezlitosna suka, Ellie (przepraszam za wyrażenie, ale po prostu inne, bardziej delikatne, nie wyraziłoby mojego nastawienia wobec tej postaci...), pozwoliła na zbiorowy gwałt swojej trzynastoletniej (!) córki. Chryste, co to za matka?! Przecież to potwór!
Nawet nie wiesz, jaką ulgę poczułam, gdy Snow udało się uciec. Nie chcę sobie wyobrażać, co mogłoby się stać, gdyby było inaczej... Jeśli jej matka już zniżyła się do takiego stopnia, aby brać narkotyki, pić alkohol i się prostytuować, to okay - jej sprawa. Ale nie powinna mieszać w to swojej córki. A już w ogóle tak ją traktować i zaniedbywać. Co za zwyrodniała matka...
Dobrze jednak, że Snow ma przynajmniej przy sobie Jake'a... Widać, że chłopak zrobiłby dla niej wszystko i że jest dla niej jak starszy brat. A może i czymś więcej... Hm, dlatego tym bardziej zadziwił mnie fakt, że ma on dziewczynę, która w dodatku uprzykrza życie Snow. Coś czuję, że nie polubię tej całej Angie...
Ciekawe, jak przebiegnie ta podwójna randka. Nie dziwię się, że Snow się trochę wkurzyła - ja sama nie chciałabym, aby mój przyjaciel aż tak bardzo ingerował w moje życie uczuciowe.
Ach, droga Cathleen, raz jeszcze powtórzę, że ten rozdział był rewelacyjny. Wciąż mam ciarki!
Pozdrawiam serdecznie :)
Ach, widzę, że Ty również (tak jak i ja) nie pałasz do Ellie sympatią. No cóż, taka kobieta, nie powinna nigdy zostać matką, jest egoistyczna i nie odpowiedzialna.
UsuńNiestety, w realnym świecie, także zdarzają się takie wybryki natury i jakoś trzeba sobie z nimi poradzić. Chciałabym powiedzieć, że matka Snow wyjechała z poprzedniego miasta i chciała uciec od przeszłości i łatki, jaką jej tam przypisano. Jednak po kilku miesiącach ciężkiej ponad jej siły pracy za marne pieniądze, postanowiła wrócić do starej profesji, gdyż nie dałaby (jej zdaniem) rady utrzymać domu i córki.
Tak, Snow nadal ma Jake'a, który niestety, ma dziewczynę. Przekonasz się, że to nie tylko bujna wyobraźnia Snow i Angie naprawdę jest straszną zołzą.
A co do randki... Cały kolejny rozdział będzie temu poświęcony i możesz być pewna, że tamte wydarzenia przyniosą wiele zmian.
Cieszę się bardzo, że wywołałam u Ciebie takie emocje. Nie spodziewałam się tego. Wiesz, że początki są najtrudniejsze i myślałam, że u mnie ciężko będzie rozkręcić to opowiadanie.
Pozdrawiam serdecznie!
Wybacz, że wcześniej nie skomentowałam, nie miałam za bardzo czasu. :) Drugi rozdział przeczytałam w niedzielę i najbardziej mi się podobał z tych trzech dodanych postów.
OdpowiedzUsuńŻycie Snow nie było łatwe. Współczuję mieć taką matkę, naprawdę. Nic gorszego nie może spotkać dziecka jak matka, która ma zamiar skrzywdzić swoje własne, jedyne dziecko.
Podoba mi się postać Jake, tylko dlaczego fajni chłopcy lądują ze złymi dziewczynami? :D Bo jakoś nie czuję, że Angielica jest wspaniała, cudowna i miła jak Królewna Śnieżka, którą kochają wszystkie zwierzęta. :)
Cóż, nie mogę się doczekać podwójnej randki. :3
I mam pytanie, czy zdjęcie w bohaterach Jake jest przypadkowe, czy lubisz tego aktora? ;3
Bardzo cieszy mnie Twój komentarz :)
UsuńMi także najbardziej podoba się ten rozdział, ale spędziłam nad nim trochę czasu.
Masz rację, co do Angie, jej charakterek da o sobie znać już niebawem.
A co do pytania o zdjęcie w bohaterach, to nie jest ono przypadkowe. Moim wyobrażeniem na temat tego właśnie chłopaka jest jasnowłosy młody mężczyzna z zielonymi lub jasno niebieskimi oczyma. A ten aktor wygląda prawie identycznie, jak mój wymiślony Jacob, więc staram się przybliżyć mniej więcej moje wyobrażenia waszym, aby zbytnio się nie rozbiegały.
Pozdrawiam !