Już
jakiś czas leżała na łóżku z zamkniętymi oczyma. Czuła na skórze ciepłe
promienie słońca, wpadające przez okno jej nowego pokoju. Słodki, nieśmiały
uśmiech pojawił się na jej twarzy, gdy przypomniała sobie, gdzie się znajduje.
Waller. Nowy dom. Nowy pokój. Nowe życie.
Otworzyła
oczy i po raz kolejny z zachwytem przyglądała się białym sprzętom ustawionym
pod ścianami pokoju. Nie mogła uwierzyć,
że ma swój pokój. Nie mogła uwierzyć, że przeprowadziły się z mamą do Waller,
małego miasteczka, leżącego na końcu świata, gdzie nikt jej nie znał, gdzie
mogła zacząć żyć od nowa, z czystą kartą. W poprzednim mieście, rówieśnicy
wyśmiewali jej stare, niemodne ubrania, miejsce, w którym mieszkała, a wiele
razy także i jej mamę. Nie rozumiała, dlaczego.
Wsłuchiwała
się w ciszę, jaka panowała w domu. Jedynym dźwiękiem, który dochodził do jej
uszu, był to szum letniego wiatru, poruszajacego przydługą już trawą.
Podniosła
się z posłania, by wyjrzeć przez okno. Z uśmiechem na ustach przyglądała się,
prześwitującym przez korony drzew, promieniom słońca.
W jej głowie narodził się plan.
Chciała poznać nowe miejsce, nowy dom i okolicę. Uśmiechając się troszeczkę
szerzej, szybko wyskoczyła z łóżka i bosko zbiegła na dół. Rozejrzała się po
malutkim mieszkanku, aż w końcu jej wzrok padł na kanapkę leżącą na stole w
kuchni. Podeszła szybko do stołu i odwinęła zawiniątko z folii kuchennej.
Wgryzła się natychmiast w lekko sczerstwiałą bułkę. Nie smakowała najlepiej,
ale lepsze to niż nic. Gryząc ogromne kęsy i prawie w całości je połykając, przeszła
w stronę drzwi na taras z tyłu domu. Jednym ruchem przekręciła klamkę i wyszła,
by poczuć na skórze gorące promienie słońca.
Od
zawsze marzyła, by mieszkać w małym domku z ogródkiem, a teraz jej marzenie się
spełniło. Rozradowana, przyglądała się wszystkiemu dookoła. Widziała długą
trawę w małym ogródku, biały płot oddzielający ich maleńki ogródek od posesji
znacznie większej i zadbanej. Odwróciła się w stronę domu i z uśmiechem
spoglądała na spróchniałe, umalowane na biało balustrady tarasu. Już wiedziała,
że ten dom, będzie jej małym rajem.
Weszła
do domu i wbiegła po schodach na górę, by założyć ubranie, które miała na sobie
poprzedniego dnia. Nie było brudne – zawsze starała się nie brudzić ubrań – i
nie miała pojęcia, gdzie jej matka zostawiła ich jedyną torbę z ubraniami.
Wychodząc z pokoju, jej wzrok padł na identyczne drzwi naprzeciwko. Teraz gdy
jej matki nie było w domu i gdy zmęczenie nie zwalało jej z nóg, postanowiła
obejrzeć jedyny do tej pory, nie zwiedzony pokój. Przeszła wąski korytarz i
delikatnie przekręciła klamkę w drzwiach, które natychmiast odskoczyły. Pchnęła
je lekko, a jej oczom ukazał się pokój o połowę mniejszy od jej sypialni. Stało
w nim jedno duże, małżeńskie łoże, duża umalowana na biało szafa i mała,
również biała, toaletka z dużym, pękniętym lustrem. Na łóżku leżał identyczny
koc, jak ten, którym dziś w nocy się przykryła, oraz granatowa, zniszczona
torba, w którą ona i jej matka spakowały cały swój dobytek.
Snow
podobał się ten mały pokoik. Jeszcze przez chwilę przyglądała się sobie w
lustrze, aż w końcu podeszła do brudnego, małego okna i wyjrzała przez nie, na
ulicę. Po drugiej stronie, stał bliźniaczy domek, a trawnik przed nim zdobiły
kolorowe kwiatki. Wyglądał lepiej niż ich domek, stwierdziła Snow. Fasada domu
była odnowiona, a balustrady i schody prowadzące do domu, wyglądały jak świeżo
umalowane. W oknie na poddaszu wisiały śliczne firanki, zza której wyglądała
zaciekawiona starsza pani.
Mała
Snow uśmiechnęła się do kobiety i pomachała jej lekko. Tamta odpowiedziała tym
samym i zniknęła we wnętrzu domu. Dziewczynka również odeszła od okna i wyszła
z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Szybko zbiegła po schodach i wyszła z domu,
kierując się w stronę gęstego lasu, znajdującego się na pograniczu z ich
posesją. Podchodząc bliżej, ujrzała wąską ścieżkę, prowadzącą w głąb lasu, która wyglądała tak, jakby ktoś
dawno nią nie chodził. Postanowiła pójść dalej tą ścieżką, by zobaczyć co kryje
się na jej końcu.
~*~
Od
dłuższego czasu przyglądał się małej ciemnowłosej dziewczynce, spacerującej po
zapuszczonym kawałku ziemi, który oddzielony był od jego ogródku białym płotem.
Gdy weszła z powrotem do domu, postanowił zaczekać w ukryciu, by następnym
razem, gdy się pokaże, przyjrzeć jej się z bliska. Po niekończącej się wizycie
brunetki w domu, miał już sobie dać spokój z ukrywaniem się za płotem i iść do
domu na śniadanie, jednak zobaczył jej ciemną głowę wyłaniającą się z
obskurnego domku i uśmiechną się do siebie. Wiedział, że wkrótce wróci.
Podążał
wzrokiem za jej smukłą sylwetką. Zadowolony był, że przechodząc jedynie kilka
metrów od niego, nie zauważyła go. Skradając się w jej stronę, przeklął cicho,
zauważywszy, że dziewczyna kieruje się wąską ścieżką w głąb lasu. To był jego
teren, nie pozwoli jakiejś obcej dziewczynie, odkryć jego ukochanej polany.
Szybko
przeskoczył białe ogrodzenie i ruszył biegiem za małą dziewczynką.
~*~
Las
gęstniał z każdym kolejnym metrem, który Snow pokonywała biegiem. Czuła tępy
ból w podbrzuszu, wiedziała jednak, że to tylko nieszkodliwa kolka, spowodowana
nadmiernym wysiłkiem organizmu. Nie chciała jednak zwalniać. Wiedziała, że na
końcu tej ścieżki, kryje się wielka przygoda.
Gdy drzewa zaczęły się
przerzedzać, dziewczynka zwolniła i po raz kolejny obejrzała się przez ramie.
Od samego początku swojej przechadzki, miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje.
Nikogo nie zauważając, podeszła jeszcze kilka kroków, aż w końcu stanęła
zdziwiona na skraju małej polany.
Z zapartym tchem rozglądała się
dookoła, pragnąc zapamiętać ten widok. Na samym środku polany znajdowało się
powalone przez jakąś wichurę drzewo. Nie było one do końca pozbawione życia.
Ogromne gałęzie pokryte były grubymi, ciemnozielonymi liśćmi, zasłaniając w ten
sposób widok na przeciwległą stronę polany. Wyglądało tak, jakby jakaś
niewidzialna ręka, specjalnie przechyliła drzewo w taki sposób, by część jej
konarów prawie dotykała ziemi, tworząc prowizoryczny parawan.
Snow, w jakiś niewiadomy dla
siebie sposób, odgadła, że za kotarą, którą tworzyły liście, znajduje się jakiś
skarb. Nie namyślając się dłużej, nie bez problemów, wdrapała się na ogromnej
średnicy pień drzewa i biegiem ruszyła w stronę gęstych konarów. Szybko, bez
namysłu stawiała swoje małe stopy na odpowiednich gałęziach, tak by dostać się
wyżej. Stąpała tak, jakby już wiele razy pokonywała tą samą trasę, mimo że
dopiero co ją odkryła.
Wychodząc z pomiędzy gęstych
liści na drugą stronę polany, jej oczom ukazał się cudowny widok. Otóż, miała
przed sobą prowizoryczny domek z gałęzi, który przypominał jej szałas rozbitków
na bezludnej wyspie, z jednego z filmów, które oglądała wieczorami w poprzednim
mieszkaniu. Dach, zrobiony był z dużych, zielonych liści, prawdopodobnie
jakiejś ogromnej rośliny, której nazwy dziewczynka nie znała. Ściany wykonane
były z suchych gałęzi drzew, poprzeplatanych tymi samymi liśćmi, z których
wykonany był zielony dach szałasu. Duży odłamek brązowej, grubej kory drzewa,
prawdopodobnie tego, które leżało na środku polany i zasłaniało widok na mały
domek po jej drugiej stronie, tworzył prowizoryczne drzwi.
Z ogromnym zaciekawieniem
widniejącym na twarzy, Snow zbliżyła się do chatki i już, już wyciągała rękę by
otworzyć drzwi z kory drzewa, gdy usłyszała za sobą cichy, lecz stanowczy głos.
- Nie dotykaj.
~*~
Biegła co sił w nogach. Skrywał
się za grubymi pniami drzew, które mijała przy ścieżce, widząc, że co jakiś
czas odwraca głowę, jakby wiedziała, że ktoś ją śledzi. Był pewny, że już go
widziała. Nie wiedział tylko, dlaczego w takim razie nadal biegła przed siebie,
nie zważając na to, że ktoś ją obserwuje.
Wyminął zręczne kolejne drzewo i
po raz kolejny schował się za pniem grubego dębu. Dobiegła prawie do samego
końca ścieżki. Jeśli będzie miał odrobinę szczęścia, ta mała gówniara,
przestraszy się ogromnego drzewa leżącego jej na drodze i wróci do domu –
myślał gorączkowo, próbując ustabilizować rwący się oddech. Nie miał pojęcia,
że w tak małej osóbce, w dodatku dziewczynce, mogą kryć się takie ogromne
pokłady energii. Przecież ich domy od polany dzielą prawie dwa kilometry
gęstego, ciemnego lasu! A ona nie zatrzymała się ani na chwilę! Ba! Nawet nie
zwolniła kroku!
Pokonał kolejne, dzielące go od
dziewczynki metry, chowając się za kolejnymi drzewami. Widział jej zdumioną,
ale zachwyconą minę, gdy wyszła spośród gęstych drzew. Miał nadzieję, że zaraz
straci zapał i zawróci do domu, a on utrzyma swoją małą kryjówkę tylko dla
siebie.
Och, jakże się pomylił!
Mała, filigranowa brunetka,
wyglądająca, jakby nigdy nie najadła się do syta, nie bez problemu wdrapała się
na wysoki pień leżącego na środku polany drzewa i rzuciła się biegiem w głąb
jego konarów.
Z jego gardła wydarł się
mimowolnie jęk rozpaczy. Już wiedział, że jego tajemnica zostanie za chwile
odkryta. W jego głowie, czaiła się wciąż nadzieja, że dziewczynka widząc chatkę
w środku lasu, ucieknie z krzykiem z powrotem do domu. Niestety, widząc, jak
dziewczyna zgrabnie i pewnie stawia swoje drobne stopy na odpowiednich
konarach, tak jak on to robił setki razy, pomyślał, że może jednak, ta
dziewczyna ma w sobie coś z odkrywcy.
Szybkim krokiem wszedł za nią na
gruby pień drzewa i ruszył tak samo szybkim krokiem w stronę dziewczyny.
Widział jej zdenerwowane ruchy dłonią, którą przygładzała niesforne loki
wymykające się spod różowej opaski. Jednak strach, który, miał nadzieję, ją
obleciał, nie spowodował, że cofnęła się od jego ukochanej twierdzy. Podeszła
wolnym krokiem i już miała zamiar otworzyć drzwi małej chatki, gdy jego głos
wyrwał się bez jego pozwolenia.
- Nie dotykaj.
~*~
Ciało dziewczynki przeszył
paraliżujący strach. Czuła na plecach gorące spojrzenie osoby, dla której była
tutaj intruzem. Przez długa chwilę, ciągnąca się jej zdaniem w nieskończoność,
nie mogła zmusić ciała do posłuszeństwa. W końcu, udało jej się powoli i
sztywno odwrócić się w stronę, z której dochodził głos.
Podnosząc ciemne oczy ze swych
rąk zaciśniętych na podołku, ujrzała starszego od niej o kilka lat chłopca o
jasnych włosach i mocno zielonych oczach, wpatrującego się w nią z zaciętym
wyrazem twarzy. Otworzyła usta by coś powiedzieć, jednak głos ugrzązł jej w
gardle. Powtórzyła ten gest jeszcze kilka razy, co wyglądało jakby była małą
rybką wyjętą z akwarium. Zamknęła usta i oczy, po czym wziąwszy głęboki oddech,
odezwała się cichym głosem, nadal nie otwierając oczu.
- Przepraszam. Wiem, że nie
powinnam. To twój dom? – wskazała ręką za siebie, otwierając oczy i patrząc
niepewnie w stronę chłopca.
Nie odzywał się dłuższą chwilę i
Snow już miała zamiar odejść z polany jak najszybciej, jednak zatrzymał ją na
miejscu jego głos.
- Skąd wiedziałaś, że to jest
tutaj. – zrobił gest ręką w stronę chatki z drewna. – Kto ci powiedział?
Zaskoczona dziewczynka poderwała
gwałtownie głowę, którą uprzednio spuściła by wpatrywać się w swoje podarte już
stare tenisówki. Nie wiedziała o co mu chodzi, przecież skoro ją śledził, a już
teraz wiedziała, że czuła jego obecność od samego początku jej przechadzki po
lesie, to musiał wiedzieć, że przyszła tutaj sama i że nikt jej tego miejsca
nie wskazał.
Pokręciła nieznacznie głową, nie
mając pojęcia co ma na myśli ten chłopak i zrobiła dwa kroki w jego stronę, po
czym znów zatrzymała się i zaczęła przyglądać się swym butom.
- Ja sama tutaj przyszłam. Jestem
Snow. Snow Stephens i wczoraj wprowadziłam się do domu naprzeciwko tej ścieżki.
– mówiąc to wskazała ręką za ogromne drzewo, gdzie kryła się dróżka, prowadząca
do jej nowego domu.
- Ale, skąd wiedziałaś, że za
drzewem jest mój szałas? Śledziłaś mnie wczoraj?! – jego glos zmienił się w
cichy pisk, który nieprzyjemnie zagwizdał w uszach ośmiolatki.
- Eee, nie. Wczoraj byłam zbyt
zmęczona by zwiedzać nawet dom, a co dopiero las. Jeszcze bym nie miała siły
wrócić z powrotem. – cichy, melodyjny
głos brunetki poniósł się po polanie. – Ja po prostu chciałam zobaczyć co jest
po drugiej stronie drzewa. Nic więcej.
Chłopiec stał i przyglądał się
nieufnie nowo poznanej koleżance. Nie wiedział co, lecz coś nie pozwalało mu
myśleć, że ta dziewczyna kłamie. Może to szczerość, jaką widział w jej
czekoladowych oczach? Kiwnął głową na znak, że zakończył prowadzić dochodzenie
i uśmiechnął się, unosząc jeden kącik ust ku górze.
- Przepraszam. Jestem Jackob
Hatfield. Jeśli mieszkasz w tym małym domku naprzeciw ścieżki, w takim razie
jesteśmy sąsiadami. – podszedł do niej, wyciągając dłoń. Gdy ją ujęła
uśmiechnął się ciepło i podszedł do drzwi prowadzących do chatki. – Chcesz
zobaczyć moją kryjówkę?
~*~
Wiatajcie! Nareszcie dodałam rozdział pierwszy.
Od bardzo dawna zbierałam się by w końcu go dodać, jednak zawsze coś mnie powstrzymywało. Moja wena do mnie wróciła i teraz będzie już z górki. Taką mam nadzieję.
Mam także nadzieję, że nie zawiodłam Was aż tak bardzo i że nadal będziecie wpadać na mojego bloga i czytać nowe rozdziały. Byłoby to dla mnie wielką radością.
Przepraszam za swoja nieobecność i obiecuję, że tym razem nie zniknę na aż tak długo.
Pozdrawiam serdecznie, Wasza Cathleen.
Droga Cathleen,
OdpowiedzUsuńnawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że powróciłaś. Muszę przyznać, że gdy ostatnio tutaj byłam, wszędzie widniał pseudonim Fenez i na poważnie zaczęłam martwić się tym, że oddałaś tego bloga komuś innemu. Nie podważam tutaj kompetencji i talentu twojej przyjaciółki (dobrze mówię?), ale po prostu byłam w nie lada szoku.
Dlatego tym bardziej cieszę się, że pojawił się nowy rozdział. Twojego autorstwa.
Mała Snow wydaje się być taka krucha i delikatna. Mimo tego, że jest bardzo ciekawa świata i odważna, to jednak robi na mnie wrażenie takiej malutkiej, bezbronnej istotki.
Muszę przyznać, że zadziwił mnie ogólnie sposób, w jaki ten rozdział został napisany. Najpierw widzimy całość oczami małej Snow, a potem, to samo, przeżywamy z perspektywy Jackoba. Na początku byłam trochę zmieszana, ale muszę przyznać, że po przeczytaniu całości, taki sposób pisania wydaje mi się być naprawdę ciekawy i oryginalny.
Dobrze, że Jackob okazał się być zwykłym chłopcem, a nie jakimś niebezpiecznym facetem, który ma słabość do małych dziewczynek. Może to tylko moja wybujała wyobraźnia, ale początkowo, gdy nie było wiadomo, kim jest ten tajemniczy obserwator, rozważałam właśnie taką opcję.
Zauważyłam jeden, malutki zgrzyt - mamy tutaj cały czas narrację trzecioosobową i w pewnym momencie wkradło się zdanie : "Szybko przeskoczyłem białe ogrodzenie i ruszyłem biegiem za małą dziewczynką."
Dziękuję również za bardzo miły komentarz pod moim ostatnim rozdziałem. Bardzo zależało mi na tym, aby w pewien sposób wyróżnić stałych czytelników i cieszy mnie to, że choć trochę mi się to udało ;)
Jeśli chodzi o Sky i Xaviera, to w nowej części pojawią się spore problemy, które na zewnątrz nie będą tak mocno widoczne. Wystarczy jednak, że będą one widoczne dla Czytelnika ;)
Przesyłam tuziny weny twórczej i z niecierpliwością czekam na kolejny wpis :)
Pozdrawiam serdecznie!
Ależ się zdenerwowałam! Napisałam taki dłuuuugi komentarz, a on się nie dodał i znikł w przestrzeni blogowej.
UsuńEh, dobra. Napisze jeszcze raz, ale już pewnie nie tak obszerny :)
Na początek powiem tak: bardzo się cieszę, że Ty się cieszysz, że to jednak ja będę publikować rozdziały.
UsuńOtórz, moja przyjaciółka Fenez (moja imienniczka i sąsiadka ;)) jakiś czas temu zgodziła się, poprowadzić tego bloga za mnie. Zawsze chętnie pomagała mi w pisaniu, dlatego zaufałam jej w kwestii mojego opowiadania. Niestety, przez prawie miesiąc zbierała się, żeby napisać coś nowego. W tym czasie kiedy ona dodała nowy szablon i swoje zakładki, ja zmienilam zdanie (och, jestem kobietą ^_^) i postanowiłam, że to jednak ja będę pisać historię Snow.
Znalazłam teraz czas, ochotę i co najważniejsze - wenę twórczą, która przez tak długi czas ukrywała się przede mną.
Sprawdzałam chyba z pięć razy cały rozdział, a jednak nie udało mi się tego okropnego "błędu" wykryć wcześniej. Rozdział w pierwszej wersji, był pisany w wersji pierwszoosobowej, dlatego to zdanie mi się tam wkradło. Postaram się następnym razem uniknąć takiej wtopy.
Jeśli chodzi o część rozdziału widzianą "oczami Jackoba". Dokładnie taki miałam plan. Chciałam czytelnika zaskoczyć. Potrzymać go w chwili niepewności co do przyszłości dziewczynki. Chciałam, żeby wyobraźnia czytającego zadziałała i by wobraził on sobie coś całkiem mylnego. I mam nadzieję, że się to udało.
Mi było bardzo miło, gdy widziałam moje "imię blogowe" na samym szczycie listy osób, które wymieniłaś. Owszem, jestem stalą czytelniczką. Jestem nawet więcej niż zwykłą stałą czytelniczką. Jestem uzależniona od historii Sky i Xaviera! Ostatnio nudziło mi się w ktorąś niedzielę (mój chłopak był na studiach) i nie miałam już nic do roboty. Postanowiłam, że przeczytam twoje opowiadanie jednym ciągiem. Tak też zrobiłam. Po przeczytaniu opowiadania, byłam zła na Ciebie, za to, że napisałaś tylko czterdzieści rozdziałów części pierwszej, oraz bylam zła na siebie, bo za szybko przeczytałam te rozdziały. Czy to nie głupie? Tak, wiem, że jest głupie.
Czekam z taką niecierpliwością na tą nową część, że naprawdę muszę się czymś zajać, żeby nie wracać za kazdym razem do początku i by nie czytać Twojego opowiadania kolejny raz :)
Bardzo, bardzo dziękuję za wenę i miłe słowa. Postaram się jak najszybciej dodać nowy rozdział.
Pozdrawiam :*
Aż wstyd się przyznać, że ja, jako autorka, nigdy nie przeczytałam w całości "Demonów"...
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że Twoje słowa bardzo mnie poruszyły. Gdy zaczęłam przygodę z prowadzeniem mojego bloga myślałam, że będzie to sprawa tymczasowa i że raczej nie przyciągnę zbyt wielu czytelników, którzy pozostaną ze mną na dłużej. Nie byłam sama tak do końca przekonana do swojego opowiadania i w sumie do dzisiaj tak mi też zostało - wciąż wiem, że jeszcze wiele nauki przede mną.
Poza tym, wcale nie uważam, że Twoje słowa są głupie. Wręcz przeciwnie - dodały mi naprawdę ogromnego kopa do działania. Z drugiej strony, wzrasta też presja związana z publikacją kolejnej części. Cóż, czeka mnie (a w rezultacie i Was) wiele zmian, które - mam nadzieję - wyjdą na lepsze.
Dzięki takim osobom, jak Ty, wiem, że mam dla kogo pisać. I to motywuje mnie do dalszego pisania i wymyślania kolejnych przygód S&X. Dziękuję za to!
Poza tym, bardzo cenię sobie to, że te słowa akurat otrzymuję od Ciebie - jesteś (obok Aoi Tori) ze mną od samego początku, więc Twoje komentarze znaczą dla mnie naprawdę bardzo, bardzo wiele. Dodatkowo, dobrze wiesz, że zawsze zazdrościłam Ci w kwestii Twoich opowiadań - sposób, w jaki opisywałaś wiele wydarzeń z życia Anity był po prostu taki... rzeczywisty, realny. Pamiętam, że praktycznie każdy obraz miałam wyraźnie przed oczami. Jakbym była jednym z bohaterów. To było i wciąż jest niesamowite. Poza tym, Twoje opisy są po prostu... rewelacyjne. Potrafisz pewne rzeczy opisać z taką dokładnością i precyzją, że jestem po prostu pełna podziwu (nie ukrywam, że akurat w moim przypadku, opisy to prawdziwa męczarnia).
Tym bardziej trzymam kciuki za Snow i za Twojego bloga snow-stephens, bo wiem, że to opowiadanie pochłonie mnie w całości. Tak, jak i w przypadku przygód Anity :) Po prostu... obok Twojej twórczości nie da się przejść obojętnie :)
Pozdrawiam serdecznie!
Och? Naprawdę zazdrościsz mi tych opisów?
UsuńJa szczerze mówiąc jestem za każdym razem zła na siebie, że opisów jest tak dużo. Często muszę usuwać część z nich, by cały rozdział wyszedł w miarę sensowny i ciekawy. Moje opisy sa tak długie, bo gdy wyobrażam sobie miejsce, chcę aby czytelnik też wydział je dokładnie takie same. Nie wiem, czy zawsze tak jest, jednak spotkałam się już z krytyką, iż nie pozostawiam czytelnikowi zbyt dużo miejsca dla wyobraźni. No cóż... Nic na to nie poradzę. jestem okropną gadulą i gdy coś zaczynam opowiadać (nie ważne, czy to jest fikcja czy też rzeczywistość), moja opowieść trwa trzy razy dłużej, niż bym chciała (a raczej, niż by chciał ten mój słuchacz). Otóż, ostatnio moja przyjaciółka powiedziała mi, żebym streściła jak tylko jestem w stanie, jedno z wydarzeń na uczelni. Co chwilę kręciła głową, ale nic nie mówiła. A gdy skończyłam, powiedziała tylko, że nasz kolega, który opowiedział jej już tę historię, wyrobił się w dobrych kilkanaście minut przede mna. I tak oto, dowiedziałam się, że mówię za dużo, za głośno i za dużo niezwiązanych z tematem rzeczy.
Dlatego, nie wiem czy jest tu czego zazdrościć. :)