piątek, 1 listopada 2013

Prolog

Siedziała samotnie na brudnym zielonkawym dywanie pośród walających się po podłodze ubrań. Zza ściany sypialni słyszała jęki swojej matki. Chciała pójść zobaczyć czy nic jej nie jest, chciała jej pomóc, lecz wiedziała, że mężczyzna, który był razem z mamą będzie na nią krzyczał.
Zamknęła oczy i próbowała wsłuchać się w odgłosy przejeżdżających samochodów. Patrzyła zafascynowana w okno, gdzie na tle brudnego i poszarzałego bloku mieszkalnego obserwowała taniec pierwszych płatków śniegu.
Są przepiękne. Takie czyste i delikatne. - pomyślała i po raz pierwszy od dłuższego czasu na jej ustach można było dostrzec delikatny uśmiech. Jej ciemne oczy, z przejęciem śledziły drogę małych płatków śniegu, jakby od tego zależało jej życie. Nie zwracała już uwagi na odgłosy dochodzące z sypialni rodzicielki. Wiedziała, że na nic zdałaby się jej interwencja. Jak zwykle zostałaby zmieszana z błotem, może nawet uderzona przez kolejnego mężczyznę jej matki. Już ich nie rozróżniała. Bill, Bob, Brian? Jaka to różnica? Każdy tak samo niemiły i agresywny. Za każdym razem, gdy matka przyprowadzała któregoś z nich do domu, Snow starała się za wszelką cenę zejść im z drogi. Schować się w najdalszym kącie ich małego mieszkanka i spróbować nie zwracać uwagi na przeraźliwe krzyki dochodzące z sypialni jej matki.
Była tak pochłonięta oglądaniem płatków białego puchu, że nie zauważyła, gdy wszelkie odgłosy umilkły, a nagi mężczyzna przeszedł blisko niej by pozbierać swoje porozrzucane w szale namiętności ubrania. Ocknęła się dopiero, gdy poczuła lodowaty podmuch wiatru, który wpadł do malutkiego mieszkanka, gdy mężczyzna ten wychodził na zewnątrz.
Podniosła się z brudnego dywanu i na paluszkach podeszła pod drzwi sypialni. Powoli uchyliła drzwi, by sprawdzić, czy z jej matką wszystko w porządku. W jasnym świetle wpuszczonym przez szparę w drzwiach ujrzała pobojowisko jakie panowało w tym pokoju. Już i tak rozwalające się meble leżały porozrzucane w każdy możliwy kąt. Jedynie łóżko z brudną od krwi pościelą stało na swoim miejscu.
Przerażona dziewczynka weszła do pokoju i ostrożnie podniosła pościel, pod którą leżała jej matka. Kobieta była nieprzytomna. Nie reagowała na wołanie małej córeczki, ani na delikatne potrząsanie jej dłoni. Dziewczynka nie wiedząc co powinna teraz zrobić, położyła się obok matki i delikatnie gładziła jej brudne i pozlepiane krwią włosy, aż w końcu, wykończona płaczem zasnęła.

~*~

                Następnego wieczora, ośmioletnia Snow, po raz kolejny siedziała na brudnym zielonym dywanie i przyglądała się jak za oknem pada śnieg. Jej matka czuła się już lepiej i teraz krzątała się w kuchni, by z niczego wyczarować jakąś kolację.
                - Snow. – zawołała z małej kuchni. Dziewczynka jej nie słuchała, patrzyła z zafascynowaniem na kolejne płatki śniegu, które tworzyły piękny taniec na wietrze.
                Kobieta wolnym krokiem podeszła do siedzącej na podłodze dziewczynki i przykucnęła naprzeciwko niej również spoglądając w okno. Po chwili odezwała się prawie szeptem:
                - Piękne prawda?
                - Tak. Są piękne, mamusiu. Czy to dlatego mam na imię Śnieg?
                Kobieta uśmiechnęła się do córki, jakby przypominając sobie jakieś miłe wydarzenie z przeszłości. Kiwnęła lekko głową i wyciągnęła rękę w stronę dziewczynki, po czym obie wstały i skierowały się do kuchni.

~*~

                Słońce już prawie zaszło, tylko delikatna różowo-pomarańczowa poświata oświetlała im drogę. Podróż autokarem trwała już prawie cały dzień, nie licząc kilkuminutowych postojów na stacjach benzynowych. Nie wiedziała dokąd jadą, matka jej nic nie powiedziała. Jedyne co udało jej się z niej wyciągnąć, to to, że jadą zacząć nowe życie.
                Dziesięciolatka nie rozumiała o co chodziło jej matce, jednak po wyrazie twarzy rodzicielki wywnioskowała, że jest ona zadowolona z takiego obrotu sprawy i szczęśliwa po opuszczeniu brudnego i małego mieszkanka, w którym mieszkały do tej pory. Dziewczynka również była zadowolona. Nie lubiła tamtego domu. Nie miała tam znajomych, a do jej matki ciągle przychodzili inni mężczyźni. Niektórzy wyglądali lepiej, inni gorzej, jednak Snow, żadnego z nich nie widziała częściej niż raz na miesiąc.
                Przez tyle lat musiała znosić krzywe spojrzenia sąsiadów i wyzwiska rówieśników skierowane pod jej adresem. Nie lubiła tamtego miejsca i cieszyła się, że już wkrótce będzie w nowym miejscu, gdzie nikt jej nie będzie znał i przezywał.

~*~

                Głodna i zmęczona niekończącą się podróżą, stała przed skromnym domkiem jedno rodzinnym i spoglądała to na przybrudzoną żółtą fasadą domu, to na swą matkę, która z dumnym uśmiechem na twarzy oglądała nowy dom. Dziewczyna nie mogła uwierzyć, że od teraz będą mieszkały w domu, nie w mieszkaniu. Zawsze marzyła o tym, by móc wyjść pobawić się na małe podwórko, lub bawić się w ogrodnika w ogródku. W mieście, w którym mieszkały do tej pory, to marzenie nigdy by się nie spełniło, gdyż ich mieszkanko otaczały tony betonu i murów.  Jednak tutaj w małej mieścinie o nazwie Waller, mogły wraz z matką poczuć się jak w przysłowiowym domu i być w końcu szczęśliwe, bez ciągłych odwiedzin wielu mężczyzn.
                Przez dobrych kilka minut stała w miejscu i rozmarzonym wzrokiem wpatrywała się w małą werandę, na której już stała jej matka i drżącymi dłońmi otwierała drzwi wejściowe do ich nowego domu. Szybko wbiegła na lekko przepróchniałe schodki prowadzące do drzwi wejściowych, które wydały cichy jęk, jakby okrzyk protestu. Stanęła w drzwiach i oczami koloru mlecznej czekolady wpatrywała się w każdy centymetr nowego domu.
                - Co o tym myślisz Snow? Podoba ci się? – W głosie jej matki można było dosłyszeć lekkie zdenerwowanie i podekscytowanie.
                Dziewczyna przeniosła swoje duże, ciemne oczy na kobietę i przez chwilę wpatrywała się w nią, jakby i ona była kimś nowym. Nie poznawała swej rodzicielki, która zawsze miała cichy i wyprany z emocji głos, a niebieskie oczy skrywały się jakby za mgłą, której teraz nie było widać. Zamiast niej, w oczach młodej kobiety dostrzec można było wesołe iskierki, które rozświetlały jej twarz.
                Snow kiwnęła tylko głową i uśmiechnięta, przeniosła spojrzenie na przybrudzone ściany malutkiego korytarza. W niektórych miejscach było widać jaśniejsze ślady po fotografiach lub obrazach poprzedniego właściciela.  Blisko drzwi wejściowych, na ścianie znajdował się drewniany wieszak w jasnym odcieniu orzecha, a pod nim mała, troszkę zniszczona szafka na buty, wykonana z drewna w takim samym kolorze. Podłoga wyłożona była jasnym parkietem i mimo cienkiej warstwy kurzu na niej zalegającym, wydawała się być zadbana.
                Przechodząc w głąb domu, można było zauważyć, że jest on bardzo słoneczny i utrzymany w jasnych barwach. W małym salonie, znajdowały się jedynie stara kremowa sofa i dwie komody z jasnego drewna, na których również zalegał kurz. Najwidoczniej ostatni mieszkańcy wyprowadzili się już jakiś czas temu i od tej pory, nikt tutaj nie zaglądał.
                - Chodź Snow, pokażę ci twój pokój. – Powiedziała jej matka i pociągnęła córkę za sobą w stronę chodów znajdujących się w rogu salonu. – Tam, po drugiej stronie salonu, jest kuchnia i łazienka. Są małe, ale dla nas dwóch wystarczą. A oto twój pokój. – Rzekła kobieta i otworzyła przed dziewczynką drzwi po prawej stronie wąskiego korytarza.
                Snow, wolnym krokiem weszła do swojego pokoju i od pierwszego wejrzenia się w nim zakochała. Mały i skromny, w którym znajdowało się minimalistyczne umeblowanie, na które składało się łóżko z kutego żelaza pod ścianą po lewej stronie drzwi, małe biurko stojące pod oknem wychodzącym na skromne podwórko, za którym znajdował się gęsty las, i jedna szafa znajdująca się naprzeciwko łóżka. Na drzwiach szafy wisiało duże, prostokątne lustro, w którym dziewczyna widziała swoją zachwyconą twarz. Wszystkie meble były w kolorze białym, który przepięknie prezentował się na tle brzoskwiniowych ścian.
                Dziewczynka podeszła do okna i opierając się o biurko, wyjrzała na podwórko, gdzie rosła gęsta i wysoka trawa. Słońce schowało się już zza lasem, a mały skrawek ich ziemi oświetlała jedna żarówka, zawieszona na małym tarasie z tyłu domu. Tutaj też widać było, że nikt nie zajmował się ogródkiem od dobrych kilku miesięcy. Przekwitłe kwiaty leżały przy małym białym płocie, a bujna ciemno zielona trawa lekko falowała pod wpływem ciepłego sierpniowego wiatru. Snow odwróciła się z uśmiechem do matki i rzuciła się w jej ramiona szepcząc:
                - Jest piękny, dziękuję mamo.
                - Och, skarbie. Cieszę się, że ci się podoba. Dostałam tutaj pracę, w restauracji i zaczynam ją jutro z samego rana, wiec jak się obudzisz, to mnie już nie będzie, ale wrócę do ciebie, gdy znajdę chwile czasu i przyniosę ci coś do jedzenia. Na śniadanie niestety będziesz musiała zjeść kanapki, które zrobiłyśmy jeszcze przed odjazdem.
                Kobieta wypowiadała słowa z prędkością karabinu maszynowego, jakby bała się, że o czymś zapomni. Ona również czuła szczęście i podekscytowanie spowodowane nowym miejscem. Jednak przemożne zmęczenie wyłaniało się na pierwszy plan. Głośno ziewając odsunęła córkę na odległość ramion i uśmiechnęła się lekko biorąc dziecko za rękę i prowadząc w dół po schodach.
                - Jesteś głodna? – widząc że dziewczynka lekko potakuje skierowała się do równie małej kuchni i z torby, którą wcześniej tam postawiła, a która była jedynym ich bagażem, wyjęła reklamówkę z kanapkami. Niektóre z nich były rozgniecione i nie zachęcały do ich zjedzenia, jednak głód jaki obie czuły, nie pozwalał na zmarnowanie ani jednej kanapki. Snow odłożyła jedną dużą bułkę, na jutrzejsze śniadanie, po czym zabrała się za jedzenie rozgniecionych kanapek.
                Po kolacji, obie z matką ruszyły do łazienki. Mama miała rację. – pomyślała Snow. – Jest naprawdę mała, ale dla nas wystarczająca. Szybko umyła ręce i twarz, po czym widząc bezradne spojrzenie matki, przytuliła ją mocno.
                - Położę się spać mamo. Jestem mocno zmęczona. – Cichy głos dziecka ledwie dotarł do uszu jej matki, która ze smutnym uśmiechem kiwnęła głową i odprowadziła córkę wzrokiem.
                Snow wspinając się na strome schody, przytrzymywała się balustrady. Stając przed drzwiami swojego pokoju, głośno ziewnęła, jeszcze chwilę stała przyglądając się z ciekawością drzwiom po lewej stronie wąskiego korytarzyka, lecz zmęczenie ogarniające jej ciało, stawało się z każdą chwilą coraz silniejsze, więc postanowiła, że obejrzy dokładnie cały dom następnego dnia, gdy jej matka będzie w pracy.
                Szybko weszła do swojego pokoju, cichutko zamykając za sobą drzwi. Podeszła do łóżka i wprawnym ruchem zdjęła z nóg buty, a następie zsunęła z nich przetarte na kolanach jeansy. Nie miała już sił, schodzić na dół po pidżamę, wiec postanowiła zostać w koszulce, którą miała na sobie cały dzień i nie zastanawiając się dłużej położyła się na łóżku i przykryła kocem leżącym przy zagłówku. Nie musiała długo czekać, by przenieść się w objęcia Morfeusza.

1 komentarz: